Ośrodek wypaczonej pomocy społecznej [REPORTAŻ]

Jolanta Stawecka została niesłusznie zwolniona z pracy w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej, którym rządzi wójt Izabela Bojko – takie rozstrzygnięcie zapadło w nowosolskim sądzie pracy. Z zeznań świadków, ale i rozmów z byłymi pracownicami wyłania się przerażający obraz funkcjonowania gminnej opieki

Jolanta Stawecka w GOPS była pracownikiem socjalnym. – Nie jest łatwo pracować z ludźmi mającymi złą sytuację życiową. Ktoś powie, że są trochę wygodni, ale wolę o nich mówić, że są zrezygnowani, trochę uzależnieni, pogubieni. Należy im pomagać w oparciu o ustawę o pomocy społecznej i obowiązujące przepisy. Taka powinna być misja ośrodków pomocy społecznej – mówi Stawecka, która była także przewodniczącą gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych i szefową zespołu interdyscyplinarnego prowadzącego rodziny, w których występuje przemoc.

Wtedy ogarnął mnie strach”

– Pracy było dużo i starałam się wywiązywać z niej jak najlepiej, nie wiedząc wówczas, że moja kierowniczka ma naciski, żeby się mnie pozbyć. Po czasie dowiedziałam się, że od samego początku nie spodobałam się wójt Izabeli Bojko – dodaje Stawecka.

Podpadła m.in. tym, że w maju 2021 r., wbrew ustnemu nakazowi z gminy, który przekazała jej osobiście sekretarka Bojko, wydała pozytywną decyzję na sprzedaż alkoholi w punkcie gastronomicznym w Jodłowie. – Przekazano mi, że mam wydać negatywne postanowienie, z czym się nie zgodziłam, bo nie było do tego podstaw. Powiedziałam, że nawet jeśli wydamy negatywne, to ten człowiek się odwoła i dostanie pozytywną decyzję, na co usłyszałam: „No tak, ale już będzie po sezonie i facet nie zarobi” – wspomina Stawecka.

Właścicielem tego miejsca jest sąsiad Bojko, Zdzisław Rychta, z którym wójt jest skonfliktowana. Bojko przez dwa dni szukała w ośrodku Staweckiej, ale ta była w terenie. – Z tego, co słyszałam, była wściekła, ale mnie nie dorwała. Później zostałam wezwana do gminy, by się wytłumaczyć, dlaczego wydałam taką decyzję. Wójt kipiała złością, co było widać po mowie ciała. Wtedy ogarnął mnie strach – wspomina Stawecka.

Wypowiedzenie

Będąca na cenzurowanym u wójt Stawecka pracowała jeszcze rok, do połowy 2022. 10 czerwca odbyło się zebranie pełniącej obowiązki kierownika Beaty Wasilewskiej z wszystkimi pracownikami. Wasilewska zarzuciła Staweckiej, że oskarża pracowników o kradzież legitymacji pracownika socjalnego wraz z poleceniem wyjazdu służbowego, potocznie nazywanego delegacją. Kiedy legitymacja zaginęła, Stawecka faktycznie napisała notatkę służbową, ale nie padło w niej żadne oskarżenie. Treść notatki je poróżniła. Kiedy się odnalazła, okazało się, że rację ma Stawecka.

– Przeprosiłam wtedy panią Jolę – stwierdziła przed sądem pracy Wasilewska. Ale jeszcze tego samego dnia podpisała wypowiedzenie, które miało trafić do rąk Staweckiej. „Przyczyną rozwiązania umowy jest naganne zachowanie pracownika polegające na nieprzestrzeganiu zasad współżycia społecznego – podnoszenie głosu w stosunku do przełożonego, brak dbałości i staranności przy wykonywaniu obowiązków, zagubienie legitymacji służbowej oraz utrata zaufania” – czytam w treści wypowiedzenia.

Wygrana Staweckiej

Legitymacja z delegacją ostatecznie się znalazły, ale Stawecka w ośrodku nie miała już czego szukać. Nie zgadzając się z decyzją o zwolnieniu, złożyła w sądzie pracy pozew przeciwko GOPS.

W trakcie rozprawy przesłuchano pracownice ośrodka, które uczestniczyły w zebraniu 10 czerwca. W ub. tygodniu zapadł wyrok uznający pozbycie się z pracy Staweckiej za bezzasadne. – Postępowanie dowodowe nie potwierdziło, że pani naruszyła zasady współżycia społecznego 10 czerwca. Właściwie to tylko pani Wasilewska mówiła o minach, które miała pani stroić i dawać do zrozumienia dezaprobatę dla jej działań. Przesłuchani świadkowie generalnie tego nie potwierdzili – uzasadniał orzeczenie sędzia Andrzej Bogucki.

Sąd przyznał, że „kwestię zagubienia legitymacji również trudno wskazywać jako zasadną przyczynę wypowiedzenia stosunku pracy”.

Zwrócił jednak uwagę na „istotny kontekst sytuacyjny, w którym doszło do zwolnienia, czyli głęboki konflikt między pracownikami”. – Dla sądu nienaturalną sytuacją jest to, że dochodzi tam do tak częstych i dużych zmian kadrowych. Tam jest coś nie tak z organizacją pracy. To widać. Mimo zapewnień pani Wasilewskiej, że wszystko jest w porządku – powiedział sędzia Bogucki.

– Na podstawie zeznań świadków widać koteryjny stosunek do pracy, czyli funkcjonowanie obozów, w potocznym rozumieniu tego słowa. To też poddaje w wątpliwość decyzję o wypowiedzeniu pani umowy o pracę i powoduje myślenie, że może tylko szukano pretekstu do zwolnienia – stwierdził sąd, który jednak nie przywrócił Staweckiej do pracy. – W tym przypadku nie ma możliwości prawidłowej współpracy, gdyż relacja między panią a panią kierownik, a nawet częścią załogi, jest zła – powiedział sędzia Bogucki.

Na mocy orzeczenia Staweckiej gmina ma wypłacić jednomiesięczne wynagrodzenie i pokryć koszta sądowe.

Wyrok nie jest prawomocny.

Tam kierownik w ogóle nie jest potrzebny”

Z sądowych zeznań świadków wyłania się przerażający obraz tego, jak funkcjonuje opieka społeczna w gminie wiejskiej. Potwierdziłem to rozmawiając z osobami, które do niedawna tam pracowały.

Ewelina Kowalczyk w ośrodku była kierowniczką. Pracowała tam od 1 kwietnia 2020.

– Czy wśród pracowników faktycznie funkcjonowały dwa obozy, w tym jeden sprzyjający pani wójt? – zapytałem Kowalczyk.

– Swoich pracowników zawsze traktowałam na równi. Przychodząc do pracy miałam plany, jak poukładać funkcjonowanie tego miejsca. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że tam kierownik w ogóle nie jest potrzebny, bo on nie jest decydentem. Tam kto inny podejmuje decyzje. Ścierałam się, ciężko pracowałam, ze swoich zadań wywiązywałam się na najwyższym poziomie. Wystarczyło, że kilka razy sprzeciwiłam się pani wójt i znalazłam się w tym obozie, który był jej przeciwny – mówi Kowalczyk, która z pracy odeszła we wrześniu 2022.

Przez ostatni okres długo była na zwolnieniu lekarskim.

Donosy

Kiedy odchodziła na zwolnienie, chciała, by podczas jej nieobecności zastępowała ją Stawecka. Z taką pisemną propozycją poszła do wójt, ale ta podarła kartkę na jej oczach. Pełniącą obowiązki została wspomniana już Beata Wasilewska, szeregowy pracownik opieki i siostra gminnej skarbniczki Justyny Anteckiej-Klimek.

– Od samego początku mi mówiono, żebym uważała na Beatę. Potrafiła przyjść i powiedzieć do mnie: „Pani to ciągle pracuje, a jedna z poprzedniczek tylko siedziała i kawę piła albo buty w internecie oglądała”. Odpowiedziałam: „Pani Beato, proszę nie obgadywać moich poprzedników w mojej obecności, bo to nie świadczy źle o nich, tylko o pani”. Od niej słyszałam wiele pomówień o byłych i obecnych pracownikach. Ta pani chudziła do gminy i donosiła na nasz zespół i na mnie, tego jestem pewna – mówi była kierowniczka.

Kowalczyk podkreśla, że pomoc społeczna to praca nastawiona na drugiego człowieka, na jego wsparcie, próbę wyprowadzenia go z trudności życiowych. – Tu liczy się człowiek i jego dobro. To on jest stawiany na pierwszym miejscu, a naszym zadaniem jest wsparcie go w trudnych sytuacjach i pokierowanie nim tak, by te trudności przezwyciężył. Wydaje się, że pani wójt tego nie rozumiała – ocenia Kowalczyk.

Kropki i pytajniki, czyli widzimisię wójta

W sądzie kilku świadków opowiadało o tym, że kiedy była na zwolnieniu lekarskim, wójt zażądała zeszytu z pomocy społecznej z listą osób korzystających ze świadczeń OPS. – Przy nazwiskach, którym należy zaprzestać przyznawania pomocy, postawiono kropki, a przy użyciu pytajników wójt wskazała osoby, nad którymi należy się głębiej zastanowić. Przecież to jest chore: albo działamy w oparciu o przepisy, albo o widzimisię wójta – mówi była pracownica gminnej opieki, która chce zachować anonimowość.

Inna mówi o paczkach wstydu: – Kiedy w pandemii zbliżały się święta, miałyśmy przymus, by zostawić wszystkie obowiązki i zająć się robieniem paczek świątecznych. Wtedy pani Wasilewska po sto razy powtarzała, żeby każdej rodzinie głośno i wyraźnie mówić, że są to paczki od pani wójt. To było żenujące i trąciło słabą agitacją.

Kolejna osoba wspomina byłą pracownicę, która nie dawała rady psychicznie i odeszła z pracy: – Była w niej od rana do wieczora, wykonując pracę trzech osób. To odbyło się kosztem jej zdrowia i problemów w domu. Nie dawała się wciągnąć w żadne gierki. Z tego, co widziałam, notorycznie na stronę obozu wójt przeciągała ją skarbniczka, która stosowała różne intrygi: rozsiewanie plotek, rozpowszechnianie kłamstw. Ostatecznie ta dziewczyna odeszła, bo miała dość.

Prywatny folwark”

Kolejna rozmówczyni opowiada o niesłusznie przyznanej pomocy dla kobiety, której spłonął dach. Tuż po pożarze dostała pomoc celową, blisko 10 tys. zł. Ale po miesiącu znów przyszła do opieki po pomoc. – Pracownik socjalny, który miał ten teren, stwierdził, że drugi raz to świadczenie się nie należy i kazał wycofać podanie. Ta pani poszła ze skargą do wójta. Wasilewska dostała telefon, że ma zmienić decyzję i przyznać pomoc w kwocie 2 tys. Nie mogłam uwierzyć, że takie rzeczy się tu dzieją. Dla mnie to nie jest ośródek pomocy społecznej, tylko ośrodek prywaty społecznej – dosadnie stwierdza moje źródło.

– Nasze odmienne rozumienie kultury, pomocy drugiemu człowiekowi, przestrzegania przepisów za daleko odbiegały od siebie, by móc dalej kontynuować jakąkolwiek współpracę. Mam to szczęście, że nadal mogę pracować i pomagać ludziom, tyle że już w innym miejscu. W miejscu, gdzie kultura pracy i szacunek do drugiego człowieka to podstawa – mówi Kowalczyk, która dziś kieruje opieką społeczną w gminie Kożuchów.

Kolejna z byłych pracownic to, co dzieje się w ośrodku, podsumowuje tak: – Opieka zrobiła się prywatnym folwarkiem pani wójt. Ze względu na traumę, którą tam przeżyłam, wieczne donosy, pretensje, presję wójt, musiałam leczyć się psychiatrycznie. Ja z tą kobietą nie chcę mieć nic wspólnego, bo ona niszczy nieprzychylnych sobie ludzi.

– Jolanta Stawecka się nie dała – zauważam.

– To prawda. I z tego pewnie wiele osób, które odeszły z opieki za kadencji wójt, bardzo się ucieszy – zaznacza moja rozmówczyni.

Wójt Bojko od czterech lat nie chce rozmawiać z „Tygodnikiem Krąg”.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content