Porozumienie bez przemocy [NAD KUBKIEM HERBATY]

Późne macierzyństwo wydaje się trudne. Nie ma już tyle siły, może cierpliwości. Szczególnie gdy mały człowiek zaczyna mieć swoje spojrzenie na świat i właśnie uczy się być z własnymi emocjami. Nadzieję na poprawę w komunikacji daje tzw. porozumienie bez przemocy. O komunikacji empatycznej opowiada nowosolanka Magdalena Orwat

Gdy urodziłam synka, uwielbiałam być obok. Gdy spał, to zamiast również zasnąć, wolałam trzymać go za łapkę i patrzyć na niego. Po dwóch latach macierzyństwa nadal trzymam go za rączkę, gdy śpi.

Bliskość to najcenniejsza rzecz, jaką możemy dać dziecku. Nie po drodze są mi metody wczesnego przyzwyczajania dziecka do spania oddzielnie czy innej wczesnej separacji.

W tej chwili nasz syn buduje całego siebie: system emocjonalny, poczucie własnej wartości, bezpieczeństwa. To, co otrzyma od nas teraz, będzie jego siłą w przyszłości.

Budowaniu więzi służy też naturalne karmienie. I warto o nie zawalczyć, choć wiem, że bywa trudno.

Z mężem byliśmy dobrze przygotowani do ciąży, porodu. Wiedzieliśmy np., że żołądek urodzonego dziecka ma wielkość pestki wiśni. Dzięki temu nie ruszały mnie naciski położnych, by natychmiast podać dziecku butlę z mieszanką, bo nie mam mleka w pierwszej dobie jego życia. Odmówiłam, dałam czas organizmowi i wszystko się poukładało.

Edukacja z empatią

Oboje pracujemy zawodowo, praca męża pozwala mu łączyć ją z obecnością przy dziecku. Oboje widzimy w tym dużą wartość. Pewnie mogłyby się podnieść głosy, że dziecko powinno nabywać umiejętności społeczne w gronie rówieśniczym itp. Nie twierdzę, że wówczas Miłek nie byłby bardziej rozwinięty. Może korzystałby już samodzielnie z toalety, potrafił się sam ubrać i znał swoje miejsce w dziecięcym szeregu. Ale nie uważam, że to niezbędne umiejętności w wieku 2 lat i 2 miesięcy.

Zabieram Miłka w miejsca, gdzie spotyka inne dzieci. Lubi się z nimi bawić. Niekiedy wybuchają kłótnie o zabawki. Obserwuje i uczy się w swoim tempie i moim zdaniem socjalizuje się w optymalny sposób. Generalnie odnajduje się między dziećmi, choć nie widzę u niego jakiejś dużej potrzeby codziennego przebywania w ich gronie. Powoli rozważamy przedszkole. Jeśli Miłkowi się spodoba – zostanie. Jeśli nie – zrezygnujemy.

To nastawienie nie wzięło się znikąd. Znajoma pracująca w żłobku opowiada, że czasem dzieci są w nim zostawiane na 10-11 godzin dziennie. Próbują zwrócić na siebie uwagę, podchodzą do rodziców innych dzieci, szukają dorosłych, którzy się nimi zainteresują. Bywa, że płaczą z tęsknoty tak długo, że usypiają z wyczerpania. To smutny obrazek wczesnego dzieciństwa. Nie znam sytuacji ich rodzin, która wymusiła taki wybór, i oczywiście nie oceniam. Po prostu nie tego chcę dla mojego dziecka.

Nie po drodze mi z naszym systemem edukacji, bo jest niewspierający. Większość nauczycieli wydaje się nie mieć powołania. Zaś ci z potencjałem nie są odpowiednio wynagradzani. W efekcie dziecko większą część dnia musi przebywać z ludźmi, którzy nie wspierają rozwoju pasji ani poczucia własnej wartości. Tak, to rola rodziców, ale to w szkole nasz syn będzie spędzał większą część dnia. W okolicy brakuje sensownej alternatywy dla systemowych szkół. Edukacja domowa ma sporo zalet. Minusem jest konieczność zorganizowania dziecku nauczania i odnalezienie się w roli edukatora. Jeśli rodzic nie znajdzie w tym pasji, sam może dziecku przysporzyć traum. Szukam zdrowego balansu między utrzymaniem wartości edukacji a poszanowaniem wolności młodego człowieka. Czegoś pomiędzy tradycyjną szkołą a szkołą demokratyczną. Nie uważam, że matematyka, fizyka czy biologia są czymś złym – każda wiedza może się przydać. Marzy mi się jednak, by edukacja opierała się na porozumieniu bez przemocy. I żeby zaczynała się od uczenia dzieci pracy z emocjami. Jeśli kiedyś taką szkołę znajdę, to do niej będzie uczęszczał mój syn. Nikt nas nie uczy od dziecka, że wszystkie emocje są dobre. Nie: pozytywne i negatywne, a po prostu przyjemne lub nieprzyjemne i wynikają z zaspokojonych i niezaspokojonych potrzeb.

Język życia

W NVC (Nonviolent communication, porozumienie bez przemocy) zakochałam się parę lat temu. Poznałam je na Slot Art Festival w Lubiążu. Uczestniczyłam w cyklu wykładów, później trafiłam na Asię Mazurek w Zielonej Górze. Chodziłam do niej na warsztaty i do dzisiaj uczęszczam na „Kawki z empatią”, czyli praktykowanie NVC przy kawie, w kobiecym gronie. Mam za sobą wiele szkoleń w tym zakresie. I wciąż się uczę.

Widzę, jak to podejście wiele zmienia w relacjach międzyludzkich, dlatego zechciałam tę wiedzę przekazywać. Niedawno zawiązałam domową grupkę ćwiczenia komunikacji empatycznej dla kobiet w Nowej Soli. Spotykamy się wieczorami, przerabiamy podręcznik, rozdział po rozdziale. To daje dużą radość i zaspokaja moją potrzebę dzielenia się, ubogacania życia, wpływu i wspólnoty.

NVC to język życia. Oznacza otwieranie się na drugiego człowieka.

Za każdym komunikatem, każdą postawą i sytuacją stoją czyjeś potrzeby: zaspokojone lub nie, uzmysłowione lub nie. I u podstaw mamy je wszyscy takie same: poczucie bezpieczeństwa, spełnienie, bycie częścią społeczności, budowanie relacji itd. Na ich zaspokajanie mamy różne pomysły, strategie. I o te strategie wybucha większość sporów. W konfrontacji rzadko dochodzimy do leżącej pod konfliktem potrzeby, a ścieramy się o sposób jej zaspokojenia. Marshall Rosenberg, twórca NVC, twierdził, że jest w stanie dogadać się z każdym w 20 minut. Z zastrzeżeniem, że uda się dojść do potrzeb adwersarza i je nazwać. Wyrazić prośbę o zaspokojenie swojej potrzeby można tylko wtedy, gdy się ją widzi i potrafi określić. I w dobrej komunikacji taka prośba nie jest żądaniem – zakłada prawo do odmowy.

Dla mnie NVC to dobra komunikacja, z dbałością o swoje potrzeby, dostrzeganiem potrzeb innych i wolnością w ich zaspokajaniu lub nie. Chodzi o to, by dostrzec potrzeby swoje i innych, by zobaczyć drugiego człowieka z jego złożonością i emocjami.

Zwykle postrzegamy siebie jako jednostkę, która jest pełnią: ma problemy, marzenia, tęsknoty. Resztę widzimy jako szary tłum, beznamiętną masę. Ale każdy z tego tłumu czuje podobnie, a i my jesteśmy składową szarego tłumu. Potrąceni ramieniem, coś odburkniemy i układamy sobie w głowie historię o doznanej właśnie krzywdzie; uznajemy winę człowieka, który nas szturchnął. Świadomość, że inni mają podobne podejście, problemy i emocje, uwalnia nas od roszczeniowej postawy.

Ile razy zdarza się, że jedziesz samochodem, ktoś zatrąbi i już lecą inwektywy? Tymczasem w klakson uderzył taki sam człowiek jak ty, z gorszym dniem, tęsknotą, potrzebą miłości, ze zdradą, z czymkolwiek, co możemy sobie wyobrazić. I poza zestawem talentów i osobowością niczym się od nas nie różni. Warto o tym pamiętać, gdy zależy nam na dobrej komunikacji.

Pomocne są empatia i asertywność. Najczęściej błędnie kojarzymy pierwszą ze współczuciem, drugą – z wyrażaniem odmowy. Litowanie się nad kimś „o, jakiś ty biedny”, okraszone serią nieproszonych porad, to nie jest dojrzała empatia. Jest nią towarzyszenie, zauważenie człowieka, aktywne słuchanie, wspieranie go w próbie nazwania potrzeb i emocji. Empatyczny człowiek to lustro, w którym możesz zobaczyć, co czujesz, co się w tobie dzieje.

NVC zachęca do tworzenia tzw. „dwójek empatycznych”. Wybierasz sobie osobę, nie musicie się nawet znać. Wystarczy, że spotkacie się czasem, umówicie na telefon. Będziesz do niej mówić, a ona cię wysłucha, da uwagę, wsparcie w nazwaniu uczuć: „czy chodzi ci o…?”, „czy czujesz taką czy inną potrzebę?”. Ale nie da ci strategii zaspokojenia potrzeby. To twoja część zadania. Chyba że jasno poprosisz o radę.

A asertywność to dbałość o własne granice. Z poszanowaniem cudzych.

Jesteśmy zaprogramowani do tworzenia więzi. Jednak jakiś błąd poznawczy każe nam wierzyć, że tworzy się więzi przez dawanie rad. Tymczasem niechciana rada, szczególnie wypowiedziana w wysokich emocjach, powoduje wystrzał kortyzolu – hormonu stresu. To niepotrzebne. Najcenniejsze, co możemy podarować, to uwaga, delikatność, ostrożność, czułość.

***

Z natury jestem dość nieuważna i niedelikatna, a moja empatia jako talent stoi dopiero gdzieś w połowie wystandaryzowanej przez Gallupa listy 34 talentów. Talent do naturalnego zauważania i skupienia się na drugiej osobie jest u mnie jeszcze dalej w tym rankingu. Dlatego wciąż się NVC uczę.

Budowanie relacji to niekończący się taniec między tym, co dobre dla mnie, a tym, co dobre dla drugiego człowieka. A koniec końców miłość do bliźniego jak do siebie samego – ani mniejsza, ani większa – zawsze okazuje się najlepszą opcją.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content