Niech hejt nie staje się codziennością [FELIETON]

Czytając przeróżne wpisy na Facebooku otwieram usta ze zdziwienia. Oczywiście chodzi mi o wpisy nowosolan, osób publicznych, osób znanych mi z miasta czy sąsiednich miejscowości, które swoje opinie wyrażają w sposób wulgarny i obraźliwy

Całkiem niedawno, gdy ktoś używał brudnego języka, mówiło się z niesmakiem, że to słowa spod budki z piwem. W przenośni dotyczyło to ludzi odurzonych alkoholem, żyjących na marginesie społeczeństwa, brutalnych. Z przerażeniem obserwuję, jak ten okropny język wkradł się do życia publicznego. Wulgaryzmy i cały wachlarz plugawych określeń staje się chlebem powszednim. Czasami sobie myślę, że nawet gdybym chciała wyrazić własne zdanie pisząc komentarz, to moje słowa staną obok tych ohydnych.

Absolutnie do tego nie dopuszczę. Oznaczałoby to bowiem, że legitymizuję ten język, nie przeszkadza mi, a wręcz staję obok ze swoim wpisem.

Gdybym postradała rozum i weszła w dyskusję z takim człowiekiem, to z całą pewnością przepadłabym z kretesem. Nie jestem w stanie zniżyć się w dyskusji do takiego dna. Wypełnione nienawistnym językiem słowa często życzą komuś nieszczęścia, a nawet śmierci.

Co też w nas wstępuje, gdy zostajemy sam na sam z klawiaturą komputera czy telefonu? Zamieniamy się w wulgarne istoty, pozbawione empatii stwory. Nie zdajemy sobie sprawy, że nasze słowa nie tylko gorszą, ale też ranią. Dzieci i wnuki czytają, jak dziadka ponosi w internecie. Może myślą, że dziadek jest cudowny, ciepły i kochany, może to ogarnięty obłędem wulgarny język tylko dodaje mu uroku? Gorzej, gdy dziadek jest znany i jego wpisy z niesmakiem czytają nauczyciele wnuków, rodzice ich przyjaciół, sąsiedzi.

Mnie na samą myśl ogarnia uczucie zażenowania.

W mojej młodości, gdy wypowiedziałam słowo nieprzystające kulturalnemu dziecku babcia mówiła, że z moich ust wypadają ogromne ropuchy. Wzdrygałam się na samą myśl o wielkiej żabie. Zapewniam Państwa, że gdyby przeczytała, jak niskich lotów bywa dzisiaj słownictwo, to nie uwierzyłaby, że nastały takie czasy.

Smutne jest, że my wszyscy dając like utwierdzamy te wulgarne istoty, że postępują i piszą słusznie. Dla mnie to oznacza, że używamy dokładnie takich samych słów, zgadzamy się z narracją, obrażaniem i sami byśmy tego lepiej nie ujęli.

Muszę przyznać, że od nadmiaru pełnych nienawiści określeń nasze miasto rechocze na całe województwo. Tak, wiem, wielu teraz pomyślało: czepia się kobieta, przesadza. Nie przesadzam, proszę Państwa. Wulgarne, agresywne słowa, obraźliwe wpisy powinny być ograniczane w przestrzeni publicznej. Kiedyś siwa głowa, w dodatku osoby na stanowisku, świadczyła o doświadczeniu życiowym, umiejętności słuchania, mądrości i rozsądku.

Kiedyś od osoby wykształconej oczekiwało się dobrego przykładu, kultury osobistej. Dzisiaj pod tymi siwymi głowami zbyt często jest obsesja i nieżyczliwość. Spróbujmy zadbać, żeby cudza frustracja nie przyklejała się do nas, nie przyjmujmy wirusa nienawiści, bo niestety nie ma takiej maseczki, która zatrzymuje hejterów.

Zofia Borecka

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

(red)
Latest posts by (red) (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content