Dzień dobry, jak się pan czuje?

Podobno ksiądz więcej czasu spędza w szpitalu, niż na plebanii. To prawda?
(śmiech) Kapelanem w nowosolskim szpitalu jestem od sierpnia ubiegłego roku. Wcześniej przez ponad 30 lat był nim ksiądz Proboszcz prałat Józef Kocoł. To on wszystko zapoczątkował, jeśli chodzi o starania o kaplicę w szpitalu, o bycie przy chorych. On wychodził wszystkie ścieżki na oddziałach. Ostatnio zdrowie mu na to wszystko nie pozwalało, więc poprosił o zmianę, wskazując moją osobę, bo przez rok pomagałem księdzu proboszczowi w posłudze chorym w naszym szpitalu.

Chyba nie było łatwo wejść w buty kapłana, który z chorymi współdziałał przed trzy dekady.
Będąc klerykiem byłem na praktyce w gorzowskim hospicjum. To było moje pierwsze zetknięcie z chorymi i jednocześnie takie zachłyśniecie się pracą z tymi osobami.
Aczkolwiek idąc pierwszy raz na tę praktykę bardzo się bałem osób chorych, a szczególnie umierających. Natomiast to doświadczenie zetknięcia się z nimi miało wpływ na całą moją dalszą pracę. Pierwszą parafią, w której sprawowałem posługę, była parafia w Gorzowie Wielkopolskim, na terenie której był szpital wojewódzki. I zostałem tam poproszony do bycia pomocnikiem kapelana. Od początku mojej służby jest tak, że szpital i chorzy mi towarzyszą.

Na czym to towarzyszenie konkretnie polega?
Idę od sali do sali, od chorego do chorego, we wszystkie dni oprócz poniedziałku i soboty, z posługą sakramentalną. Doświadczyłem tego, że bardzo dużo osób z niej korzysta. Zdarzają się przypadki, w których jakiś człowiek po długim czasie wraca do życia sakramentalnego. Czego potwierdzeniem jest np. przypadek spowiedzi po 50 latach, gdzie doświadczenie choroby sprawiło, że pacjent chciał zmienić swoje życie.

Czy szpital to miejsce, w którym ludzie się nawracają?
Nie traktuję tak szpitala, absolutnie. Ja traktuję je jako miejsce, w którym Bóg szczególnie działa na ludzi poprzez choroby i przez to, że człowiek się zatrzymuje, nie pędzi. Odbyłem wiele rozmów z pacjentami, którzy twierdzili, że choroba była im potrzebna do tego, żeby się zatrzymać i przemyśleć to, jak żyją. To przemyślenie sprawia, że kiedy jest ta obecność księdza, to jest też prośba o rozmowę, a w kolejnym kroku także często o spowiedź.
Jeśli się jest codziennie, to towarzyszy się takiej osobie nie tylko od strony sakramentalnej, ale także czysto ludzkiej. Tworzy się normalna, ludzka relacja i pośród tej relacji jest jeszcze obecność sakramentalna. W szpitalu jest ok. 490 chorych i ja staram się do każdego chociaż na chwilę podejść, porozmawiać.

No tak, ale przecież nie każdy sobie takiej rozmowy życzy.
Są takie osoby, które mówią: „Nie chcę, dziękuję bardzo”. Miałem taką sytuację, że przychodziłem do pewnego pacjenta, który jak mnie widział, od razu wyciągał dłoń uniesioną do góry pokazując, że mam nie podchodzić. Mówił, że nic ode mnie nie chce. Któregoś razu wchodzę na salę i widzę, jak ten człowiek siłuje się z odkręceniem soku. Pytam: „Otworzyć panu?.” Powiedział: „Proszę”. Otworzyłem mu ten sok, a ten człowiek do mnie mówi tak: „Wie ksiądz co, chciałbym się wyspowiadać”.
Dla mnie najważniejsze tutaj jest takie zwykłe ludzkie towarzyszenie. A przez to Pan Bóg działa i czyni rzeczy w wymiarze duchowym. Świeckie „dzień dobry” jest często początkiem czegoś więcej. „Jak się pan czuje, czy jest pan gotowy do zabiegu?” – to są pytania ludzkie, które staram się zadawać pacjentom. I oni dzielą się tym, że dziś np. jest operacja. Więc ja wtedy pytam, czy się pomodlimy o jej powodzenie. Oni często się zgadzają i proszą o błogosławieństwo.

Zdarzały się sytuacje, w których wracał ksiądz do pacjenta na drugi dzień po operacji, a jego  łóżko było puste?
Jeśli chodzi o „puste łóżko” to najbardziej doświadczam tego na oddziale intensywnej terapii. Oczywiście po ludzku po śmierci każdego pacjenta jest mi smutno, ale zawsze mam też taką wewnętrzną radość, że dany pacjent był na odejście przygotowany, bo się wyspowiadał, bo przyjął namaszczenie chorych. Żebym nie został źle zrozumiany, to nie jest radość z tego, że odszedł, ale z tego, że pojednał się z Bogiem.

Ksiądz jako kapelan ludzki chorych, ale także umierających, oswoił się ze śmiercią?
Nie ma trudniejszego doświadczenia niż choroba i śmierć. Jako chrześcijanin, nie jako ksiądz zawsze mówię, że chcemy w tych momentach patrzeć na krzyż, widzieć śmierć Chrystusa, jego zmartwychwstanie. Tamto odejście jest ogromną nadzieją.
Zawsze jest ogromny ból, cierpienie, czego też doświadczyłem, kiedy odchodziła moja babcia. Przy ołtarzu, kiedy odprawiałem mszę pogrzebową stawałem z ogromną nadzieją mówiąc do swojej rodziny, bardzo konkretnie, że nas jako chrześcijan ta sytuacja po ludzku zasmuca, ale może też radować i dawać nadzieje na zmartwychwstanie.

Rozmawia ksiądz z chorymi na co dzień. Czy z perspektywy tych rozmów my, zdrowi, rozumiemy ludzi chorych?
Smutnym doświadczeniem, czymś, czego doświadczam także w  tym szpitalu jest to, że wielu chorych w ogóle nie jest odwiedzanych przez bliskich. Przebywają w szpitalu nawet po kilka miesięcy i są przypadki, że przez ten okres nikt ich nie odwiedził. Nie znamy często historii, dlaczego tak się stało. Ja nie chcę oceniać, stwierdzam po prostu, że tak jest.
Mocnym doświadczeniem był czas świat Bożego Narodzenia, gdzie byli chorzy, do których nikt nie przyszedł. W wigilię bylem u każdego pacjenta, który został w szpitalu, ale była także młodzież z ojcem Łukaszem z kościoła pw. św. Antoniego, która szła od sali do sali z kolędą na ustach, z drobnym upominkiem. To była ogromna radość dla tych ludzi.

Chciałem księdza zapytać o najmłodszych pacjentów z oddziału dziecięcego. Dlaczego dzieci cierpią? Skoro Bóg jest wszechmogący, to dlaczego zsyła na nie śmiertelne choroby?
Dwa dni temu (rozmawialiśmy w ub. piątek – dop. red.) byłem na oddziale dziecięcym u 14-latki, która bardzo poważnie zachorowała, a obecnie została przewieziona do szpitala klinicznego w Szczecinie. To naprawę trudne, żeby to zrozumieć.
Zapamiętałem słowa papieża Franciszka, który w Krakowie w klinice dziecięcej został zapytany, dlaczego pan Bóg do tego dopuszcza? Papież odpowiedział bardzo prosto: „Nie wiem”.
Ja te słowa wiele razy wypowiadam w tym szpitalu, kiedy pyta mnie o to rodzina. Powiedzieć nie wiem, to też jest odwaga, bo rodzina oczekuje spójnego wywodu logicznego o tym, dlaczego dziecko cierpi.
Pamiętam, że powiedziałem to też wiele razy na intensywnej terapii. Któregoś razu wezwały mnie dzieci do umierającej matki. Z krzykiem, w wielkiej rozpaczy mnie przywitali pytając „dlaczego?”.
Ze łzami powiedziałem, że nie wiem. Że nie mam pojęcia, ale chcę być z wami. To, co ja mogę zrobić, to zapewnić, że Pan Bóg jest z wami.
Odpowiedz „nie wiem” daje dużo pokoju. My po ludzku chcemy gotowych recept, stwierdzeń, dlaczego tak się stało. Ale żadna mądrość ludzka nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wtedy proponuję modlitwę, przejście do kaplicy i wypowiedzenie słów: „Jezu ufam Tobie”. Właśnie w tym momencie, kiedy wiem, że mój najbliższy umiera. Ludzie mówią, że to trudne. Wiem, ale ile to daje nadziei.

Doświadcza ksiądz cudów w szpitalu?
Wielkim cudem jest to, kiedy przychodzi do szpitala osoba, która jest bardzo chora, smutna, załamana i po czasie zaczyna się uśmiechać. Cudem jest to, kiedy człowiek zaczyna towarzyszyć człowiekowi, a nie jest wobec niego obojętny. Zwykłe słowa „dziękuję”, „proszę”, czy okazanie  pomocy – tą są cuda.
Papież Franciszek skierował z okazji Dnia Chorego orędzie zatytułowane „Bóg zdumiewa tym, co czyni”. Ja nie chcę pokazać, że strona duchowa jest najważniejsza. To, co się dokonuje w szpitalu jest wynikiem fachowej pracy lekarzy. Z drugiej strony od nich samych już niejednokrotnie słyszałem, że podczas operacji ich rękę Ktoś prowadził.

Ksiądz często choruje albo chorował, np. w dzieciństwie?
Po dziś dzień choruję przewlekle, więc doświadczenie od strony szpitalnego łóżka też jest mi znane. I na swoją posługę też patrzę przez pryzmat tego, czego pacjent może najbardziej potrzebować.

Czyli jest ksiądz kapelanem i pacjentem jednocześnie.
Trochę tak (śmiech).

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content