Młodzież żyje na garnuszku rodziców

Młodym nie chce się pracować, a szkoły kształcą wbrew zapotrzebowaniom rynku. Radni miejscy komisji gospodarczej usłyszeli smutną prawdę o młodzieży wchodzącej na rynek pracy

W miniony czwartek w Interiorze spotkali się miejscy radni komisji gospodarczej, żeby porozmawiać o nowosolskim rynku pracy. Sytuację przybliżali: Adrianna Sasin z Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej, Katarzyna Podgórska, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy, Jolanta Sieracka, kierownik Centrum Aktywizacji Zawodowej PUP i Marian Kaczkowski starszy Cechu Rzemiosł Różnych.

Na początek poszły optymistyczne wiadomości na temat kondycji miejscowych firm. Zakłady, choć odnotowały w minionym roku spadek sprzedaży, to jednak na minimalnym poziomie. Produkcja wciąż idzie pełną parą, na miejscowy rynek wchodzą kolejne przedsiębiorstwa, a te istniejące się rozwijają. Dyrektorzy firm chętnie angażują się w akcje, które sprawiają, że ich zakłady ugruntowują swoją pozycję w przestrzeni publicznej.

A. Sasin potwierdziła, że firmy weszły w projekt OPZL i starostwa powiatowego, w którym młodzi ludzie odbywają płatne praktyki w zakładach. – Przewidzianych jest 500 staży dla uczniów z tego 180 już zostało zrealizowanych. Niektórzy praktykanci tak się sprawdzili, że firmy przewidują ich zatrudnienie – mówi A. Sasin.

Dodaje, że w projekt weszły 34 podmioty gospodarcze. Pomimo otrzymywanych w ramach projektu pieniędzy, około 1200 zł miesięcznie, niektórzy uczniowie szkół średnich nie palili się do pracy. – Niestety, odbieraliśmy telefony, że kogoś boli brzuch, że trzeba za wcześnie wstawać, itp. Przeszkadzało też klimatyzowane pomieszczenie lub konieczność dojazdu z jezdnej dzielnicy miasta do drugiej – wylicza A. Sasin.

Przedstawiciele OPZL stwierdzają także, że szkolnictwo zawodowe jest wciąż niedopasowane do rynku pracy. Poszukiwani są mechatronicy czy operatorzy obrabiarek, a szkoły wypuszczają kolejnych logistyków.

Cierpkie słowa pod adresem bezrobotnych młodych ludzi padły też ze strony K. Podgórskiej. – Wielu młodych ludzi nie ma sprecyzowanych planów, nie wiedzą, co chcą w życiu robić – zauważa K. Podgórska. Zaznacza, że jeżeli ktoś chce mieć pracę, to ją znajdzie. – Proszę sobie wyobrazić, że rozmawiam z potencjalnym pracownikiem z kwalifikacjami, ale o niskim wykształceniu i przedstawiam mu ofertę za 4 tys. zł i okazuje się, że to dla niego za mało – mówi K. Podgórska.

Zdaniem wicedyrektor PUP wciąż wiele osób funkcjonuje w szarej strefie. Z kolei stosunek młodych ludzi do pracy jest lekceważący. Po dwóch tygodniach przynoszą zwolnienia chorobowe. Rzucają pracę z dnia na dzień. Niektórzy kończą szkoły bez predyspozycji do wykonywania danego zawodu. Nie chcą rano wstawać, mają pretensje do pracodawcy, że nie kupuje im biletu miesięcznego. Wolą spać do południa i pozostawać na garnuszku rodziców. Tymczasem ofert pracy przybywa, a pracodawcy nie mając wyjścia coraz częściej zatrudniają Ukraińców. K. Podgórska przyznaje, że są osoby, których sytuacja rzeczywiście utrudnia podjęcie pracy ze względu na brak dojazdu, małe dzieci, niepełnosprawności, brak wykształcenia. Tych osób jest jednak zdecydowanie mniej.

Na brak młodych ludzi wchodzących do zawodów rzemieślniczych nie narzeka Marian Kaczkowski. – W ostatnim czasie zdało u nas egzamin blisko 100 osób. Jest zapotrzebowanie na kaletników czy tapicerów i szkoda, że młodzież się w tym fachu nie kształci. Dziewczyny wybierają fryzjerstwo, a młodzi mężczyźni mechanikę samochodową – zauważa M. Kaczkowski. Oznajmia też, że starszych rzemieślników zaskakuje sytuacja, w której młody człowiek tłumaczy, że nie może pracować bez słuchawek w uszach lub telefonu w dłoni.
Monika Owczarek

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content