Światło [FELIETON]

Odkąd sięgam pamięcią, czas Bożego Narodzenia kojarzę ze światłem. Dawno temu, w czasach mojego dzieciństwa, były to woskowe świeczki na choince, dość szybko zastąpione lampkami elektrycznymi. Świece stały na wigilijnym stole. Wypatrywanie pierwszej gwiazdki przed kolacją wigilijną to nic innego jak symbol naszego pragnienia światła, jasności w czasie, gdy noc ogarnia świat

W blasku światła tkwi religijny sens Bożego Narodzenia, a ostatnio coraz częściej raczej zwyczaj i miła sercu tradycja. Pomyślałam o blasku świątecznych świateł spacerując po zaśnieżonym parku pałacowym w Zatoniu. Niezwykłe efekty świetlne w parku Księżnej Doroty przyciągają wielu odwiedzających. Mimo zimowego chłodu tłumy gości spacerują w mroku rozświetlanym blaskiem pomysłowych i efektownych dekoracji. Przybysze nawet z odległych stron ciągną do światła niczym ćmy, oczywiście z lepszym skutkiem.

Zawsze w takich sytuacjach wsłuchuję się w komentarze. Mnóstwo pozytywnych słów kierowanych pod kierunkiem pomysłodawców, kimkolwiek oni są. Słychać podziw dla wykonawców, skądkolwiek pochodzą.

I tak sobie myślę, że te rozbłyskujące światła z parkowych dekoracji rozpalają jakieś wewnętrzne światło w nas samych. No bo na co dzień w doskonałej większości jesteśmy narodem wymagającym i krytycznie nastawionym do otaczającej nas rzeczywistości. Znamy się też na wielu dziedzinach, począwszy od ekonomii, poprzez transport kolejowy, a na piłce nożnej lub jakiejkolwiek innej, byle okrągłej skończywszy. Efektem tego „znawstwa” jest natrętna wręcz potrzeba oceniania, im krytyczniejszego, tym z pewnością bardziej fachowego.

Ostatnimi czasy do głosu mogli dojść specjaliści od odśnieżania dróg i chodników. Niby ładna ta zima, taka mroźna i ze śniegiem, ale gdzieś tam solą w oku była biel naszych dróg do pracy i sklepu… No właśnie solą! Solą potraktować lodowe dziadostwo! A kiedy już ta cała sól spłynie do Odry, to ponarzekamy na zanieczyszczenia naszej ukochanej rzeki. I tak w koło Macieju albo dookoła Wojtek.

W tym wszystkim liczy się wygłaszanie swoich ocen, nieważne jest słuchanie innych. Jeśli prawdziwy makowiec przy świątecznym stole, to tylko taki, jak u mnie w domu, bigos ma być wyłącznie według przepisu babci… Mam w tym wszystkim wielką nadzieję, że to nasza urocza wada (cecha) narodowa, a nie przejaw wiecznego niezadowolenia z życia, bo ktoś ma lepiej, więcej, robi coś inaczej itd. Tak już mamy, że chcemy zbawiać ludzkość, „cierpieć za miliony”, że tak naprawdę chcemy lepiej dla innych, nawet jak wbijają gwoździa, bo przecież jesteśmy specjalistami od trzymania młotka.

Wolę wierzyć, że takim trochę zrzędliwym głosem przemawia nasza życzliwość. Tym bardziej że sama często łapię się (a ile razy się nie łapię…?) na takim traktowaniu bliźniego swego. No cóż, chyba jednak mamy to w genach.

Światło zawsze zwraca na siebie uwagę, bywa wyraźnym sygnałem, reklamą, zaproszeniem. Z tymi dawnymi świętami kojarzę jeszcze światła neonów nowosolskich sklepów. Wciąż rozbłyskują w mojej pamięci pięknymi kształtami i kolorami. Dziś świąteczna iluminacja rozświetla nasze ulice, dekorujemy światłem nasze domy, często ignorując wzrost kwot na rachunkach za prąd. A co tam! Taki czas mamy raz w roku. Skoro tak, to może nie oszczędzajmy tego światła wewnętrznego. Jest tyle okazji, żeby nieco rozświetlić życie innym – i to nie tylko raz w roku.

Zofia Borecka

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

(red)
Latest posts by (red) (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content