Deszcz zmył z nas kurz [FELIETON]

Za nami wyjątkowy czas święta naszego miasta. Przez chwilę przeżywamy fiestę, jak w południowych krajach. Na ulicach do późnego wieczora widać bawiących się ludzi. Było wesoło i bezpiecznie. Podziwiałam korowód, który był dłuższy niż kiedykolwiek

Radosne dzieci, młodzież, grupy sportowe, grupy taneczne, pracownicy urzędu miasta. Z całą pewnością w Nowej Soli czuć zmianę. Zdecydowanie nastąpiło otwarcie na nas mieszkańców. Korowód nie jest tylko widowiskiem do oglądania, na czele którego idzie szeryf. Dzisiaj jest to wreszcie wydarzenie dostępne dla nas wszystkich.

Może jesteśmy z małego miasteczka, może nie wszyscy w Warszawie wiedzą, gdzie jest Nowa Sól, ale mamy swoją tożsamość. Dobrze bawimy się na własnych ulicach, dobrze czujemy się w swoim gronie, znamy się osobiście lub z widzenia.

Kulminacyjnym momentem korowodu był z pewnością deszcz. Wprawdzie udało mi się schronić, ale od razu zrobiło mi się głupio, bo zobaczyłam tańczącą w deszczu młodzież i organizatorów zabawy. Cieszyłam się w duchu, że deszcz jest na tyle ciepły, że nie zrobi nikomu krzywdy. Trzeba mieć w sobie dużo radości, otwartości w sercu i szczerości, żeby śmiać się w deszczu, tańczyć, ocierać rozmazany makijaż i machać do nas bezpiecznie stojących pod daszkami i parasolami. Dziękuję za ten wspaniały pokaz, którego nigdy nie zapomnę.

Kolejnym wydarzeniem, które zrobiło na mnie wrażenie był turniej judo Solanin Cup. Pierwszy raz w nowej hali sportowej, w doskonałych warunkach, które pozwoliły wreszcie beztrosko cieszyć się sportem. Miałam przyjemność podziwiać otwarcie imprezy. Ktoś, kto nie miał styczności z judo, pewnie nie miał dotychczas okazji poczuć tej atmosfery. Zapewniam, że jest niesamowita. Przedstawiciele różnych krajów na naszej nowosolskiej ziemi zdobywają medale, przeżywają swoje wielkie sportowe sukcesy. Impreza jak zawsze była profesjonalnie przygotowana i widowiskowa.

Regaty smoczych łodzi nigdy wcześniej nie miały tylu zgłoszonych drużyn. Miło popatrzeć, że wszyscy garną się do wspólnej zabawy.

Nie ma uprzywilejowanych grup w żadnej dziedzinie. Miasto wreszcie jest nasze, mieszkańców osiedli i dzielnic. Mówiąc, że jestem nowosolanką, nie mam się czuć lepsza od innych, bo to świadczy o kompleksach. Mówiąc „nowosolanka” czuję się bezpiecznie w swoim mieście, na swoim miejscu, między ludźmi, których lubię. Czy chodzi mi po głowie, że w wielkich metropoliach jest lepiej? Kiedyś tak myślałam, że jest tam więcej możliwości. Dzisiaj za nic nie zamieniłabym się z mieszkańcem dużych ośrodków. Na koncert, mecz reprezentacji, nad morze czy w góry zawsze mogę pojechać, ale później wrócić do siebie, do Nowej Soli. Tutaj lipy pachną miodem, parki są zielone, codziennie rano ktoś podlewa miejskie kwiaty. Codziennie idąc do pracy mijam te same osoby wyprowadzające swoje psy, aż w końcu się zaprzyjaźniamy.

Sprawmy wszyscy, żeby święto miasta trwało w nas przez cały rok. Z Nową Solą w sercu rozejrzyjmy się dookoła, bo jest pięknie i spokojnie. Nie dajmy sobie mieszać w głowie osobom zakompleksionym i niedowartościowanym.

Deszcz w trakcie korowodu był dla mnie symboliczny. Zmył z nas, mieszkańców, dużą warstwę kurzu i brudu, którym wcześniej obsypali nas egoiści, osoby interesowne i dbające o własny biznes, salonowi pozerzy. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy w drogich butach z modnej galerii i z zadartą głową można tańczyć w deszczu? Tymczasem w butach z nowosolskiego sklepu, klapkach, tenisówkach, trampkach można zmoknąć i to właśnie zobaczyłam w piątek 16 czerwca na nowosolskich ulicach.

Zofia Borecka

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

(red)
Latest posts by (red) (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content