Samochwała w kącie stała… [FELIETON]

Coraz częściej słowa przestają mieć znaczenie. Brzmi zdecydowanie, jakbym była przekonana do tego, co stwierdzam. W naszej kulturze dawanie słowa ma długą historię. Za każdym razem wiązało się z pewnego rodzaju przysięgą, obietnicą, zapewnieniem

Oczywiście dotyczyło to wielu dziedzin życia, dokładnie tak jak obecnie. Daje się słowo rodzicom, którzy martwiąc się o nas chcą usłyszeć, że dociera do nas to, co mówią. Zapewniamy więc, że będziemy na siebie uważać, choć będąc nastolatkiem nie bardzo wiemy, co mają na myśli. Obiecujemy, że poprawimy oceny i przestaniemy sprawiać kłopot nauczycielom. Przekonujemy, że wiemy, co chcemy zrobić z naszym życiem i dajemy słowo, że pójdziemy do dobrej pracy.

Później dajemy słowo w pracy, że będziemy przychodzić na czas i wykonywać zadania sumiennie. Dajemy słowo koledze w pracy, że weźmiemy za niego zmianę, dyżur, a nasze słowo ma znaczenie. Dajemy słowo, że będziemy kogoś wspierać. Zapowiadamy nasze bycie tuż obok, wykazujemy zrozumienie i znowu wówczas padają słowa na potwierdzenie naszych poglądów, przynależności, zasad.

Jeśli o mnie chodzi, to wierzę, gdy ktoś zapewnia o swoich poglądach, wyznawanych wartościach. Nagle dowiaduję się, że mam problem, bo przywiązuję się do słów. Tak, to prawda, słucham i przyjmuję to, co słyszę, jako fakt. Z pewnością wierzę ludziom, gdy coś mówią i zapewniają, patrząc przy tym prosto w oczy.

Otóż, moi drodzy Czytelnicy, to jest podobno naiwność z mojej strony. Słysząc tezy i stwierdzenia mam zawsze brać margines na kłamstwo, manipulacje i oszustwa z premedytacją. Tak odpowiadają ci, którzy nie wierzą nikomu. Trochę się tym nieufnym osobom przyjrzałam. Zobaczyłam samotnych ludzi udających towarzyskich. Boją się otworzyć na drugiego człowieka, szczerze uśmiechać, być sobą. Mierzą wszystkich miarą swojego zakłamania. Ciągle podejrzliwie patrzą na każdego. Wolą zadawać serie dziwnych pytań, niż mówić o sobie. Kiedy się przez chwilę zastanowimy, to okaże się, że niewiele o tym kimś wiemy.

Może być też odwrotnie. Śledzimy w mediach społecznościowych życie osobiste tych ludzi. Ciągłe posty, jeden za drugim, z przechwałkami z wielkim JA. Zwróćmy uwagę na to, co oglądamy. Często jest to fasada, za którą kryje się mrok. Takie toksyczne postacie nie piszą niczego dobrego o innych. Słowa, jakich używają, sprowadzają treść do konieczności uwielbienia ich samych: tylko oni pracują, mają najlepsze pomysły, uprawiają sport, cudownie gotują, najlepiej pływają…

Słowa, którym mamy wierzyć padają z ust tych osób jak w wierszu „Samochwała” Jana Brzechwy:

Zdolna jestem niesłychanie,
Najpiękniejsze mam ubranie,
Moja buzia tryska zdrowiem,
Jak coś powiem, to już powiem,
Jak odpowiem, to roztropnie,
W szkole mam najlepsze stopnie…

Tylko Samochwała w wierszu Jana Brzechwy na końcu wiedziała, że jest Samochwałą i oficjalnie się do tego przyznawała. Dzisiaj Jan Brzechwa nie uwierzyłby, że można bez końca używać słów, zalewać nimi nas wszystkich i kompletnie nie brać za nie odpowiedzialności.

Toksyczne, zakłamane osoby zalewają nas swoimi kłamstwami i czerpią przyjemność, gdy uda im się nas oszukać. Oznacza to dla nas, że nie powinniśmy przyjmować wszystkiego jako pewnik. Powinniśmy wrzucać ograniczone zaufanie, jak do drugiego kierowcy na drodze. W czasach obłudników stojących na każdym rogu ulicy nie dajmy się manipulować.

Włączmy myślenie i ufajmy tym, którzy na to zasługują. Jeśli czasami się sparzymy, to schłodźmy ranę i idźmy dalej ze swoją ufnością. Tylko w ten sposób będziemy inni, lepsi od tych, którzy karmią nas swoim kłamstwem.

Zofia Borecka

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

(red)
Latest posts by (red) (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content