60 lat nowosolskiego kajakarstwa [HISTORIA, ZDJĘCIA]

Trudno wyobrazić sobie historię sportu w Nowej Soli bez kajakarek i kajakarzy, sukcesów choćby Grzegorza Krawcowa

Zawsze zaczyna się od zapaleńców. Podobnie było z kajakarstwem w Nowej Soli. Założyli sekcję w 1963 r. „Przez wiele lat była częścią Międzyzakładowego Klubu Sportowego Polonia, a przystań kajakowa znajdowała się naprzeciw obecnej mariny w drewnianym baraku dzielonym z harcerskimi żeglarzami – czytamy w opracowaniu KKS Nowa Sól, czyli spadkobiercy historii nowosolskich kajaków. – Od 1972 r. Polonię przejęły Dolnośląskie Zakłady Metalurgiczne wraz z naszą sekcją kajakową, a klub przyjął nazwę zakładu sponsorującego, czyli Dozametu. Tak było aż do 1992”.

W tzw. międzyczasie zmieniła się lokalizacja przystani. „Hangar z kajakami znalazł się w budynku, który istnieje do dziś – czytamy. – Jest częścią obecnego Parku Krasnala (dawniej własność firmy transportowej), po prawej stronie od Nadodrzańskiego Dworu (dawniej siedziby Ligi Obrony Kraju)”. Szatniami były przewoźne baraki.

Trenerzy Dąbrowski, Młynarczyk, Gidlewska i Chreptowicz (mat. KKS Nowa Sól)

W 1989 nastała transformacja i Dozamet powoli upadał. Było zagrożenie, że upadnie i nasze kajakarstwo. Znowu na scenę weszli zapaleńcy. „Zorganizowano sporą grupę byłych kajakarzy i kajakarek, która przeistoczyła się w stowarzyszenie sportowe. Stowarzyszenie, mając osobowość prawną, przejęło zgodnie z prawem cały majątek należący do sekcji kajakowej – czytamy w opracowaniu. – To zapewniło ciągłość trwania (…) Przyjęto nazwę Stowarzyszenie Wspierających Rozwój Sportów Wodnych. Nazwę zmieniono na istniejącą do dziś: Kajakowy Klub Sportowy Nowa Sól”.

Ważnym momentem dla kajakarzy była „powódź tysiąclecia” z 1997 r. Po niej – czytamy dalej – „miastu udało się przejąć z prywatnych rąk obiekt znany dziś jako przystań kajakowa. Stał się częścią Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, a my mamy tu siedzibę”.

KKS na stałe wrósł w pejzaż nowosolskiego sportu. Miał i ma duże sukcesy. Ostatnio największą perełką jest Rafał Poklepa, który szturmuje imprezy krajowe i zagraniczne.

„Bierzemy czynny udział w organizacji zawodów smoczych łodzi, wspieramy Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy podczas zawodów podopiecznych ośrodka. Członkowie naszego stowarzyszenia, którzy mają sędziowskie uprawnienia, wspierają Ogólnopolskie Regaty Kajakowe Olimpiad Specjalnych. Współpracujemy ze Zrzeszeniem Sportowo-Rehabilitacyjnym Start Zielona Góra” – wymieniają działacze.

Od początku

Cofnijmy się o 60 lat. Elżbieta Kopaczyńska pamięta początki kajakarstwa w Nowej Soli. W klubie jest od początku, od czasów Polonii. Dziś jest członkinią zarządu KKS i sędzią – ostatnio sędziowała na prestiżowych międzynarodowych zawodach Nadzieje Olimpijskie. – To było dla mnie duże wyróżnienie – uśmiecha się.

I zaczyna opowiadać: – W SP 1 namówił mnie do trenowania Roman Bojko, pierwszy trener. Zaczynałam jeszcze w poniemieckim klubie Mewa, potem przenieśliśmy się na baraki koło Odry. Od razu zakochałam się w kajakarstwie. Lubiłam wodę, w końcu mama pochodziła z Mazur, a tata z Włodawy. Dla mnie ten sport to miłość i sposób na życie.

Na samym starcie trenowała niewielka grupa, choć szybko rosła. – Nie było u nas zbyt wielkiego wyboru dyscyplin – podkreśla Kopaczyńska. – Niby to sport niszowy, ale Roman Bojko bardzo go w mieście upowszechnił. U nas stał się popularny.

Trening, 1983 r. (mat. KKS)

Kopaczyńska wspomina m.in. nazwisko Zygfryda Chreptowicza. Był jednym z ojców kajakarstwa na naszym terenie, wieloletnim instruktorem. Przez jego ręce przeszły setki zawodników, medaliści krajowych i międzynarodowych imprez. Chreptowicz zmarł w 2020 r.

– Warunki w tamtych latach były trudne, polowe, nie było zejścia na wodę – opowiada o początkach członkini zarządu KKS. – Ale wszyscy mieli zapał, wychowanie w domu było inne niż teraz. Dzieci nie miały takich żądań jak dziś. Przyjaźnie, które wtedy nawiązaliśmy, trwają do dziś.

Każdego dnia

Waldemar Wrześniak, dziś wicestarosta powiatu nowosolskiego, na pierwszy trening poszedł w 1972 r. Miał 12 lat. Wsiąkł w kajakarstwo. Wspomina, że w tamtym czasie trenowała także rodzina Klameckich – czteroosobowe rodzeństwo.

– Przez sześć lat uprawiałem ten sport praktycznie każdego dnia – opowiada Wrześniak. – Mieliśmy codziennie dwie jednostki treningowe. Pływałem na jedynce, dwójce i czwórce.

Miał świadomość, że to trudna dyscyplina. – I mało popularna medialnie czy kibicowsko – dodaje. – Zawody rozgrywały się w ścisłym gronie związanym z kajakarstwem. Wszyscy się znali.

Dobre wyniki rekompensowały trudy na treningu. Powodowały, że chciało się trenować. A nasi kajakarze zdobywali medale na ogólnopolskich olimpiadach, jeździli na kadrę i reprezentowali kraj. Wrześniak był brązowym medalistą olimpiady młodzieży 1974, czyli mistrzostw Polski. Medale zdobywali wówczas choćby Marian Piec, Adam Karpiński, Wiesław Mantura, Wacława Tobiasz, oczywiście Grzegorz Krawców. – W późniejszych latach bracia Martynów, Sobczakowie i wielu innych – wymienia nazwiska były kajakarz.

– Klub robił systematyczne nabory, do tego finansowo pomagał Dozamet, który był dużym zakładem pracy – przypomina Wrześniak. – Reprezentowaliśmy wszystkie kategorie wiekowe: od młodzika przez juniora aż do seniorów. Pływały dziewczęta, kobiety, pływali również chłopcy i mężczyźni.

Oprócz regularnych zawodów od wiosny do jesieni, w których klub brał udział, były też obozy. Na letnie jeździł najczęściej do Lubiatowa. Zimowym kierunkiem były często Sudety. – Szczególnie utkwił mi obóz w Piechowicach – uśmiecha się Wrześniak. – Warunki do trenowania kiedyś a dziś są nie do porównania. Mieszkaliśmy u prywatnych właścicieli gospodarstw, w sąsiedztwie budynków gospodarczych. Takie były czasy.

Obóz zimowy w Szamotułach, 1979 r. (mat. KKS)

Waldemar Wrześniak zaznacza, że nowosolskie kajaki tworzyła fajna grupa ludzi. – Spotykaliśmy się ze sobą, lubiliśmy się. Rozpiętość wiekowa była bardzo szeroka – zwraca uwagę. – Wychowywał nas sport. Trenerzy kształtowali nasze zachowania i na pewno w jakiś sposób wpłynęli na nasze późniejsze życie.

Czy kajakarstwo nadal jest dla niego ważne? – Zdecydowanie – nie ma wątpliwości. – Grupa, która wtedy się ukształtowała, funkcjonuje do dziś. Niektórzy uczestniczą w imprezach jako wolontariusze i pomagają jako sternicy i sędziowie, spikerzy w zawodach smoczych łodzi i w kajakarskich, startują jako weterani, inni są w zarządzie KKS. Praktycznie wszyscy mieszkamy w jednym mieście i na co dzień spotykamy się w różnych sytuacjach. Pasja do kajaków pozostała. Ona zostaje do końca życia.

Mistrz Krawców

Roman Bojko, Stanisław Dąbrowski, Ludwik Ochodek, Tadeusz Czerwiec, Tadeusz Białogórski, Michał Słupek, Kazimierz Waśkiewicz, Zdzisław Zarzycki, Feliks Mosorzewski, panowie Sroczkowski, Rybarczyk, Bareja, Szubert, Maria Gidlewska, Gabriel Jabłoński, Jerzy Klamecki, Wiesław Mantura, Jerzy Młynarczyk, Jan Gosk, Zdzisław Godyń, Andrzej Dela, Lech Martynów, bracia Piecowie, Grzegorz Wrzeszcz, Dariusz Cichocki, bracia Hołdakowie (Marcel to dwukrotny mistrz świata), Michalakowie i wielu innych – oni przez 60 lat stanowili o sile nowosolskiego kajakarstwa.

Jedno nazwisko, które padło jeszcze wcześniej, się wybija: Grzegorz Krawców, absolutna gwiazda nowosolskiego sportu, kajakarska legenda. – Bardzo dobry zawodnik i olimpijczyk – opisuje go Kopaczyńska.

Krawców był medalistą mistrzostw świata i letniej uniwersjady, wielokrotnym mistrzem Polski. No i olimpijczykiem – z Seulu i Barcelony.

Został m.in. trzykrotnie odznaczony srebrnym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. Do mistrza jeszcze wrócimy.

Dąbrowscy

Dziś trenerami kajakarzy są Dariusz Michalak i Izabela Dąbrowska, córka Stanisława Dąbrowskiego, legendy nowosolskich kajaków. – Jak widzę ją na treningach, to tak jakbym widziała jej tatę – uśmiecha się Nina Siemasz, prezeska KKS.

Otwarcie przystani, czerwiec 1999 r. (mat. KKS)

Dąbrowski jako zawodnik był kadrowiczem, medalistą najważniejszych imprez. W jednym z meczów międzypaństwowych Polska – Szwecja zdobył dwa srebrne medale: na 1000 i 500 m.

U Stanisława Dąbrowskiego do 18. roku życia trenował mistrz Krawców. – Myślę, że przez ręce Staszka przeszło kilkadziesiąt tysięcy zawodników. Tylko w czasie mojej kariery – z pięć tysięcy – opowiadał „Tygodnikowi Krąg” olimpijczyk.

I dodawał: – Stasiu osobiście chodził po szkołach i zapraszał zawodników na treningi. Robił dwa nabory – wiosną i jesienią. W moim było 200 osób. Niektórzy zawodnicy, których wychował, są już pod siedemdziesiątkę. Powiem mocno: dzięki niemu to kajakarstwo jest jeszcze w Nowej Soli. Inaczej umarłoby po przełomie, bo wtedy już nie było takich dotacji na sport, gdy padał Dozamet. On miał wszystko na swojej głowie, chodził i prosił sponsorów o wsparcie, załatwiał sprzęt.

– Staszek poświęcił kajakarstwu całe swoje życie. Ono było jego życiem – podkreślał Krawców. – Jak był problem – to do Staszka, pomagał. Klub kajakarski w Nowej Soli jest jego dzieckiem.

A jakim trenerem był Dąbrowski? – Wymagającym – opowiadał nam Krawców. – Posiadał dużą wiedzę. Miał u nas posłuch, szacunek. Kiedyś na jakimś obozie poszliśmy z dwoma kolegami na dyskotekę. On to zauważył. Wtedy byłem najlepszym zawodnikiem w Polsce, ale to nie przeszkadzało Staszkowi odesłać mnie i kolegów do domu. Innym razem w Lubiatowie gadaliśmy w namiocie do późna, trener przyszedł i zobaczył, że nie śpimy. To kazał nam wziąć kajaki i płynąć do Sławy i z powrotem.

Wracamy do tego, co dziś. – Oprócz kajakarstwa startujemy także w zawodach kajak polo, choć brakuje nam do tego sprzętu – opowiada Izabela Dąbrowska. – Na szczeblu szkoły podstawowej naszym celem jest rozwijanie sprawności fizycznej, wyrobienie przyzwyczajeń sportowych i nawyków ruchowych – chodzi o prawidłową technikę wiosłowania. Zawodnicy szkół ponadpodstawowych ukierunkowani są na doprowadzenie do najwyższego poziomu cech najkorzystniejszych w kajakarstwie. Mam tu na myśli siłę, wytrzymałość, koordynację i równowagę. Musimy również pamiętać o kształtowaniu wytrwałości, nieustępliwości i woli walki. Zawodnicy po 18. roku życia są za obopólną zgodą transferowani do innych klubów.

– Chcemy wychować jak najlepszych kajakarzy i dalej promować aktywność sportową w mieście – mówi krótko o celach na przyszłość Dąbrowska. Rzeczywiście jest podobna do ojca.

Impreza

Od działaczy KKS słyszymy, że warto trenować kajakarstwo, bo jest ogólnorozwojowe. I że mówi się, iż treningi kajakarzy są nudne, ale to nieprawda!

Nina Siemasz: – Kajakarstwo przede wszystkim kształtuje charakter. To bardzo ważne. Rano szkoła, po szkole szybciutko trening, na nim niesamowity wycisk – żeby mieć sukcesy, trzeba solidnie pracować. Jak dziecko wróci do domu, już jest wieczór, a trzeba jeszcze odrobić lekcje. To wymaga wyrzeczeń. Nasi kajakarze mają przede wszystkim koleżanki i kolegów z klubu, bo spędzają tutaj dużo czasu. Jak ktoś podejmie wyzwanie i podchodzi sumiennie do tego sportu, to w życiu później będzie miał łatwiej.

– Musimy dbać o to, by mieć nowych zawodników, więc dziś prężniej niż kiedyś działamy marketingowo – opowiada Siemasz. – Na teraz mamy ich łącznie ponad 30. Sporo osób zapisało się w lipcu i sierpniu. Najmłodszy chłopiec ma 7 lat.

W piątek 29 września odbędą się obchody 60-lecia nowosolskiego kajakarstwa. Działacze opowiedzą o historii kajaków w mieście. Przyjadą goście specjalni, uhonorowani zostaną zasłużeni trenerzy, zawodnicy, działacze i sympatycy.

To jest jednocześnie dzień otwarty z KKS: można porozmawiać z ludźmi tworzącymi klub, zwiedzić jego obiekty. I zobaczyć pokazowy trening w kanale portowym.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

Mateusz Pojnar
Latest posts by Mateusz Pojnar (see all)
FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mateusz Pojnar

Aktualności, sport

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content