Baba Jaga na hulajnodze, odrzański kowboj i jego galar, który skończył 15 lat

Galar Nowosolski, tak lubiany przez mieszkańców, kończy 15 lat. – Myślę, że już nigdy nie zrezygnuję z pływania. To jest silniejsze ode mnie – mówi społecznik Andrzej Dela, który zaprasza nowosolan na kolejne wycieczki Odrą

Na mieście mówią o nim odrzański kowboj – ma kapelusz z herbami Nowej Soli, powiatu i ościennych gmin.

Gdzie jest źródło jego związków z rzeką? Może one się rodzą, kiedy zostaje członkiem miejscowego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego? A może gdy zaczyna udzielać się w kajakowym klubie w Nowej Soli? Nie, trzeba sięgnąć głębiej, do dzieciństwa. Jako dziecko Andrzej Dela jeździ zimą w basenie portowym na łyżwach. Czasem zapędza się nawet w stronę nurtu. Wie, że to niebezpieczne: – Albo zjeżdżaliśmy na sankach z Harcerskiej Górki, którą wówczas nazywaliśmy Kaczą Górką. Dalej jechaliśmy przez drogę i wał. Jak zajechałeś na drugi brzeg kanału portowego – byłeś najlepszy. Jeśli nie, to się nie liczyłeś. Wtedy wyskakiwał kapitan Zdzisiu Maj i gonił nas, krzyczał, że nie wolno!

– W młodych latach wagarowaliśmy blisko rzeki. Siedzenie nad Odrą było dużo ciekawsze niż ślęczenie na lekcjach. Ale gdyby ktoś kilkadziesiąt lat temu powiedział mi, że będę woził ludzi i opowiadał im dziwne odrzańskie historie, nie uwierzyłbym – Dela kręci głową.

Po ponad 30 latach pracy w Zakładach Górniczych Rudna w Polkowicach w 2003 r. przechodzi na emeryturę. Ma więcej czasu, więc zaczyna bardziej udzielać się społecznie. Choć społecznikiem jest już od 1987 – wtedy zaczął współpracę z Ligą Obrony Kraju. Prezesem lokalnego oddziału zostaje w 2000 r.

Szukam głębi

10 lat po „powodzi tysiąclecia” Dela zaczyna pływać po Odrze Galarem Nowosolskim. W pewnym stopniu przypomina Lubkę z „Przewozu” Andrzeja Stasiuka, tyle że Lubko woził ludzi na drugi brzeg Bugu zawsze za pieniądze, a Dela – jak sam to określa – robi to przede wszystkim za jeden uśmiech. – Chcę im po prostu sprawić przyjemność – uśmiecha się. – To mój sposób na emeryturę. Gdybym poszedł w górniczy emerytalny standard, to dzisiaj mogłoby mnie już nie być. Ktoś mnie kiedyś zapytał: ciebie bawi to pływanie? Odpowiedziałem, że kupę lat rabowałem naturę z jej dobrodziejstw, wydobywając miedź. Teraz pływam po Odrze, bo chcę się jej odwdzięczyć. Wydawałoby się, że płynąc rzeką codziennie widzę to samo. Ale szukam głębi, cieni, kolorów i tak naprawdę każdego dnia dostrzegam coś innego. Ten pejzaż się zmienia. Zmusza człowieka do czujności. Kolorami najbardziej mieni się we wrześniu. Tak jest pięknie, że ser z dzioba wypada.

– Widziałem kiedyś, jak uczestnicy Flisu Odrzańskiego własnymi rękoma budowali tratwę. Też chciałem to przeżyć – wspomina przewoźnik. – W lipcu 2007 przypłynęli do nas flisacy i wtedy zobaczyłem galary, w których była woda, a uczestnicy rejsu mieli na nogach gumowce. Czyli niby fajna rzecz, ale jednak niekoniecznie. Wspólnie z prezydentem Wadimem Tyszkiewiczem zrezygnowaliśmy z zakupu łodzi.

Ale we wrześniu temat wraca. Starosta Małgorzata Lachowicz-Murawska pyta go, czy nie podjąłby się wożenia ludzi, bo dostali pieniądze z Unii Europejskiej na turystykę i promocję Odry. Zgadza się. 20 października galar zostaje przywieziony do Nowej Soli. W mieście święto. – Przyjechała nówka, był wspaniały – zachwyca się Dela. – Tylko że spuszczają go na wodę, podłączają silnik, chcą płynąć, a tam już wody po kolana. Zastanawiałem się, co oni mi tutaj przywieźli. Nie wiedziałem, że drewno musi nasiąknąć wodą i spęcznieć. W ciągu godziny opanowali sytuację i zrobili pierwsze rejsy po basenie portowym. Przekazali mi galar i tak pływam nim do dziś. 26 października popłynąłem w mój pierwszy rejs: na pokładzie starosta Lachowicz-Murawska, Katarzyna Dzieńdziura z wydziału promocji powiatu, kierownik przystani kajakowej Zbyszek Bona, Mariusz Pojnar z „Tygodnika Krąg”, szkolna młodzież i Natalia Kisińska, najmłodsza uczestniczka. Rejs budził dużo emocji, asekurowały nas aż dwie jednostki ratunkowe. Od tamtego czasu trochę wody w Odrze upłynęło. Czasem spotykam na mieście dzieciaki, które kiedyś woziłem. Bywa, że są już o głowę wyżsi ode mnie. Niektórych nie pamiętam, ale oni mnie poznają. Miło wspominają swoje pierwsze wyprawy po rzece. Pamiętam, że po Odrze kiedyś pływały wycieczkowce Rusałka i Goplana. Potem nie było nic i nagle pojawił się Galar Nowosolski, a później powstał statek Laguna.

Atrakcyjna i bezpieczna”

Projekt nabycia galara został przygotowany w ramach transgranicznej »Atrakcyjnej i bezpiecznej Odry«. Nowosolska oferta została przyjęta – czytam w opracowaniu Ryszarda Sobkowicza i Andrzeja Deli. – Łódź została zbudowana w województwie podkarpackim, dokładnie w Ulanowie, w którym działa Bractwo Flisackie pw. Św. Barbary. Kultywuje ono wielowiekowe tradycje flisackie. Szkutnikiem, który zbudował nowosolski galar, był Arkadiusz Drulis. Finalnie 20 października 2007 r. łódź została zwodowana na przystani MOSiR w Nowej Soli.

Na przystani tego dnia musiała panować podniosła, a przynajmniej radosna, pełna oczekiwania atmosfera. Udało się przecież zrealizować projekt zakupu łodzi. Świeżo zbudowany galar przybył na przystań i został po raz pierwszy zwodowany. Po czym, ku przerażeniu zgromadzonej widowni, zaczął tonąć. I choć zjawisko było normalne w świecie flisaków i szkutników znających sztukę budowy łodzi od podszewki, to dla zwykłych mieszkańców lądu musiało to wyglądać dokładnie tak, jak wyglądałyby utopione 25 tys. zł, bo dokładnie tyle ów galar wówczas kosztował”.

Dalej Sobkowicz i Dela piszą: „Tymczasem »utopienie łodzi« w ramach jej pierwszego wodowania nie było niczym dziwnym ani niepokojącym dla doświadczonego szkutnika. Drewno, z którego zbudowano nową łódź, musiało wszak napęcznieć, by się pojazd uszczelnił i mógł być zdatny do używania go na wodzie.

Próbne rejsy galara odbyły się po kanale portu. Za rumplem siedział wówczas współtwórca łodzi, nowosolanin Jarek Stefaniak. Później przekazał rumpel Andrzejowi Deli, który jest sternikiem, kapitanem i opiekunem nowosolskiego galara do dzisiaj”.

Za swoją pracę społeczną Dela był wielokrotnie nagradzany. W opracowaniu czytam: „M.in. otrzymał brązową i srebrną odznakę honorową Polskiego Związku Kajakowego. Jest także laureatem Lauru Lubuskiego z 2009 r. Otrzymał również tytuł Przyjaciela Liceum Ogólnokształcącego im. K.K. Baczyńskiego w Nowej Soli, srebrną odznakę WOPR jako ratownik, a w roku 2021 został laureatem Kryształu Wolontariatu przyznanego przez miasto Nowa Sól za działalność społeczną”.

Amerykański pilot

Średnio w sezonie – od czerwca do końca września – przewoźnik Dela robi około stu udokumentowanych rejsów. – Przyjmuję, że rocznie pływa ze mną około 500 ludzi, bo niektórzy to robią po dwa-trzy razy – rachuje kapitan Galara Nowosolskiego. Pływa z dziećmi, dorosłymi. Często z przyjaciółmi. Kiedyś wiózł amerykańskiego pilota: – Mówił, że lata czasem nad nami F-16. Powiedziałem, żeby następnym razem obniżył lot i przywitał mnie po lotniczemu, machając skrzydłami. Odparł, że chętnie by to zrobił, ale wtedy nowosolanie musieliby wstawiać w swoich domach nowe szyby.

Na galarze były już chrzciny, imieniny czy poprawiny. – Nawet stypa. Raz wiozłem ludzi, którzy przed chwilą byli na pogrzebie – wspomina przewoźnik. – Płynęliśmy do Starej Wsi, a oni patrzyli na rzekę i myśleli o koledze, który odszedł.

Odra jest szaloną, kapryśną rzeką? To połowa prawdy. Kiedyś trudno było odczytać jej zamiary, ale dziś jest już czytelna – uśmiecha się Andrzej Dela i gładzi wąsa. – Są różne aplikacje z ostrzeżeniami, które pomagają przewoźnikom. Andrzej Balinowski podchodził do niej tak uczuciowo, że nazywał ją starszą siostrą. Zgadzam się z nim. Bywa nieznośna, ale się ją kocha. Co by się nie działo, w gruncie rzeczy zawsze ma rację. To ona decydowała wczoraj, ona decyduje dziś. I będzie decydowała za nas nadal. Rzeka ma zawsze rację. Ludzie zrobili jej krzywdę przez to ostatnie zatrucie, ale daj Boże, żeby to wszystko się wyjaśniło i już nie powtórzyło.

Na początku Dela wybierał głównie kurs na Starą Wieś. Rejs w jedną stronę trwa pół godziny, z powrotem – 25 minut. Później zaczął częściej pływać na Bukową Górę. Po drodze opowiada o pobliskiej przyrodzie, dzieciaki słuchają jego bajek. Wymyśla je na poczekaniu. Przykład: – Nad samą rzeką rośnie taki piękny dąb z dużą dziuplą, gdzie mieszka Baba Jaga. Ta bajka stała się kultowa. Lubią również tę o Viadrusie, zapomnianym bogu Odry. Miał dwie córki: Odrzanę, którą gościmy do dziś w Nowej Soli, i Kingę – zamieszkała w Starej Wsi.

Do dziś samorządowcy chętnie zapraszają na pokład gości odwiedzających Nową Sól. Galarem chętnie pływają gwiazdy w trakcie Święta Solan. Pływali łodzią także przyjeżdżający do miasta goście z różnych zakątków świata. Np. zakonnicy franciszkanie z Krakowa, goście z Niemiec, Korei. – Ale nigdy nie zgodziłem się na upolitycznianie tej łodzi – zarzeka się Dela. – A były czasem takie zakusy. Jeden z polityków chciał tu nawet powiesić flagę swojej partii…

Kilkukrotnie rejs galarem był też licytowany na aukcjach, m.in. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jak niedźwiedź

Czy pasja, jaką jest pływalnie galarem, u Andrzeja Deli nadal nie gaśnie? – Powiem ci, że pod koniec sezonu bywam zmęczony tym wszystkim – przyznaje. – Mówię nawet ludziom, że to był ostatni rok. Ale gdy nadchodzi wiosna i człowiek pójdzie na spacer nad Odrę, to chęć pływania wraca. Czyli ona usypia na zimę jak niedźwiedź, a później się budzi. I wracam z nowymi chęciami, z nowymi bajkami dla dzieci, remontuję łódkę i bawię się w szkutnika. Znowu wchodzę w trans. Kiedyś moja bajkowa Baba Jaga latała na szczotce, a dziś jeździ skuterkiem albo hulajnogą, bo czasy się zmieniają. Myślę, że już nigdy nie zrezygnuję z tego pływania. To jest silniejsze ode mnie. Ale z drugiej strony galar jest zrobiony z sosny. Przechodzi regularnie przeglądy, ale wyczytałem, że konserwowana sosna wytrzymuje w wodzie 20 lat. Tak że zobaczymy, co będzie dalej.

Mateusz Pojnar

*

Dyplom dla przewoźnika

Radni uhonorowali 15-lecie galara i pracę Andrzeja Deli

We wtorek 6 września w trakcie połączonych komisji rady miasta – komisji spraw socjalnych i obywatelskich oraz gospodarczej – prezydent Nowej Soli Jacek Milewski i miejscy radni wraz z przewodniczącym Andrzejem Petreczką odwiedzili nowosolską marinę.

W imieniu grupy prezydent Nowej Soli wręczył społecznikowi dyplom z okazji 15-lecia nowosolskiego galara.
Okoliczność uczczono krótkim wspólnym rejsem po basenie portowym. Rejsem, na którym nie mogło zabraknąć cukierków na stole i opowiastek, z których słynie sternik galara. Wie o tym każdy, komu dane było wybrać się nowosolskim galarem w rejs z kapitanem Andrzejem Delą.

– Można rzec, że w pewnym sensie Galar Nowosolski stał się prekursorem odrodzenia turystyki wodnej na Środkowym Nadodrzu – mówił podczas komisji Dela.

„Good job, Andrzeju! Dzięki wielkie za te 15 lat i chcemy oczywiście więcej” – napisał na FB po uroczystej komisji Andrzej Petreczko.

Marta Joanna Brych

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content