Na działkach aż wrze…

– Przez lata miałem dostęp do bezpieczników prądu, bo klucz zostawiali mi sami pracownicy Enei, a awarie zdarzały się u nas przez lata całymi seriami. Teraz kłopoty z tego powodu robi mi prezes ogrodów działkowych – mówi M. Jabłoński. Okazuje się, że na linii działkowcy – prezes Ogrodów im. Kopernika tarć jest znacznie więcej…

– Jest poważny konflikt na linii zarząd w osobach prezesa Bogdana Kozłowskiego i sekretarz Wiesławy Sierżant, a innymi członkami zarządu, komisją rewizyjną i wieloma działkowcami, do których zaliczam się też ja – mówi Mirosław Jabłoński, właściciel jednej z działek na terenie Rodzinnych Ogrodów Działkowych im. M. Kopernika w Nowej Soli.

Historia, którą opowiedział nam pan Mirosław, sięga czasów powodzi z 2010 roku. Po zejściu wody energetyka przyjechała ponownie podłączyć działki do prądu. M. Jabłoński zapytał techników o to, co będzie w razie awarii i do kogo ma się w pilnych sprawach zwracać. W odpowiedzi dostał od pracowników Enei klucze od zamknięcia bezpieczników. – Tu jest około 300 działek. Łatwo może dojść do przeciążenia sieci, dlatego dali mi klucze, aby w razie potrzeby otworzyć i przełączyć bezpiecznik – mówi pan Mirosław.

I tak było od tamtej pory. Klucze miał nasz Czytelnik, wiedział o tym poprzedni zarząd ogrodów im. Kopernika, wiedział też obecny. Od 2014 roku nasiliły się częstotliwości awarii. – Wielokrotnie pisałem o tym do aktualnego zarządu, jak również do Okręgu w Zielonej Górze. W międzyczasie zostałem gospodarzem sektora, ale moje uwagi były lekceważone – opowiada mężczyzna.

Na początku poprzedniego miesiąca doszło do całej serii zdarzeń, które doprowadziły do eskalacji konfliktu. – W środę 8 listopada okazało się, że mój klucz do bezpieczników nie pasuje. Po mojej interwencji w Enei przyjechali ludzie z pogotowia energetycznego, stwierdzili, że wkładka zamka została wymieniona. Znaleźli źródło awarii, uruchomili prąd, włożyli swoją wkładkę i znów dali mi klucz. W ich obecności poinformowałem Annę Greczyn, członkinię zarządu, że znów dostałem klucze – relacjonuje M. Jabłoński.

Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła. Znów nie ma prądu, znów klucz nie pasuje. Pan Mirosław kontaktuje się z energetyką, tam pozwalają mu zmienić wkładkę zamka na własną. Ostatecznie mężczyzna zabezpieczył dostęp do bezpieczników kłódką, którą dostał od prezesa Kozłowskiego.

– Kłódka była od niego, więc i on miał do niej klucze. A w sobotę, jak oczywiście prąd nie działał, kłódka wisiała nadcięta. Podszedł do mnie prezes, był pijany, ubliżał mi, zarzucał, że nielegalnie miałem dostęp do bezpieczników. Zadzwoniłem na policję, prezes pokazał mi środkowy palec i uciekł – opowiada nasz Czytelnik.

Sprawa przycichła na jakiś czas, aż 22 listopada M. Jabłoński otrzymał od zarządu pismo z żądaniem zwrotu 92 zł kosztów naprawy zamka do bezpieczników. W piśmie można przeczytać, że pan Jabłoński swoim postępowaniem utrudnił dostęp do rozdzielni i usunięcie awarii, co może skutkować wypowiedzeniem umowy z ROD im. Kopernika przez Eneę. Dostęp do rozdzielni i dokonywanie w niej samowolnych napraw nazwane jest w piśmie naruszeniem wszelkich zasad współżycia społecznego. Z kolei 1 grudnia działkowiec został wezwany przez zarząd na spotkanie w celu wyjaśnienia sytuacji. Spotkanie, którego byliśmy świadkiem, odbyło się w czwartek 7 grudnia. Poza wezwanym działkowcem, prezesem i panią sekretarz przyszli również na prośbę pana Mirosława A. Greczyn, wiceprezes Zygmunt Śmiglewski, przewodnicząca komisji rewizyjnej Maria Osuch i członkowie tej komisji – Ryszard Wawrzyńczyk i Jan Farganus, czyli inne osoby skonfliktowane z prezesem ogrodów.

Ze spotkania niewiele wynikło. B. Kozłowski nie chciał rozmawiać z wezwanym do wyjaśnień działkowcem w obecności dziennikarza i komisji rewizyjnej, stał na stanowisku, że osoby, które nie są członkami zarządu, mogą do pokoju wejść dopiero po tej rozmowie. W czasie gdy za zamkniętymi drzwiami toczyła się zażarta wymiana zdań pomiędzy M. Jabłońskim a prezesem i panią sekretarz, pozostali opowiadali o swoich zarzutach wobec B. Kozłowskiego.

– Tu rządzi prezes z sekretarzową, nikogo nie słuchają i traktują ROD jak swój folwark. Do budynku nie dają innym dostępu, sekretarzowa wynosi dokumenty z danymi wrażliwymi do domu. Ludzie mają ich serdecznie dosyć, skargi odbieramy cały czas – mówiła M. Osuch.
– Byłem gospodarzem sektora. Kozłowski pijany przyszedł któregoś dnia i nakazywał mi naprawiać płot, który wichura przewróciła. To pierwsza kadencja tego zarządu, ale na pewno ostatnia – komentował J. Farganus.

– Zawiesili mnie w funkcji wiceprezesa za rzekome oczernianie zarządu i powtarzanie plotek wśród działkowców. Żebym wiedział, że tak będą robić, to nigdy bym nie popierał jego kandydatury na prezesa – dodawał Z. Śmiglewski.

Wszyscy zgadzali się, że M. Jabłoński słusznie miał dostęp do bezpieczników od prądu. – Jakby nie on, to byłoby jeszcze gorzej. Było wiele awarii, a on był na każde zawołanie i zawsze reagował – podkreślała przewodnicząca komisji rewizyjnej. – Mirek lata całe informował zarząd o kłopotach z prądem, ale w zarządzie go nie słuchali. Działkowy elektryk dopiero niedawno usunął awarię – dodawał J. Farganus.

W międzyczasie M. Jabłoński zadzwonił po policję, ponieważ od prezesa czuć było alkohol. Mundurowi po przyjechaniu na miejsce stwierdzili, że nie mogą wykonać badania, ponieważ ROD działa jako stowarzyszenie, a prezes nie jest związany umową cywilnoprawną, która zobowiązywałaby go do zachowania trzeźwości.

Czwartkowe spotkanie niczego w stosunkach między działkowcami nie zmieniło. Może przyczyni się do tego zaplanowana na ten tydzień kontrola pracowników okręgowego oddziału ROD z Zielonej Góry, którzy przynajmniej do jej przeprowadzenia i wysłuchania obu stron nie chcą zabierać głosu w sprawie.

Prezes Kozłowski, dopytany w piątek telefonicznie o konflikt, mówi: – Ile jest osób, tyle może być zarzutów pod moim adresem. Jak ktoś czegoś chce, to powinien jednak napisać pismo i wyjaśnić, o co mu chodzi, a nie żebyśmy się wzajemnie musieli przekrzykiwać – mówił prezes. – Pan Jabłoński nie jest elektrykiem, nie jest członkiem zarządu, nigdy więc nie miał i nie ma prawa posiadać kluczy do bezpieczników. Nie wolno mu niczego naprawiać, grzebać czy zmieniać. Stąd jest pismo o zwrot kosztów. Napisaliśmy też pismo do Enei, aby i oni wyjaśnili, jak według nich ta sytuacja wygląda – tłumaczy B. Kozłowski.

W kontekście dwóch innych zarzutów prezes dodaje: – Nikomu nie ubliżałem. Może ktoś mnie źle zrozumiał. Zawieszenie pana Śmiglewskiego nastąpiło z tych powodów, o których on mówi, ale trwa ono tylko do 13 grudnia.

Do tematu wrócimy.

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Artur Lawrenc

Aktualności, oświata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content