Ekologiczne zagrożenie w Mirocinie Dolnym

Na tamtejszym rekultywowanym terenie wykryto mocno podwyższone stężenie metali ciężkich. Wody gruntowe mogą być zagrożone. Do działań naprawczych został zobligowany wykonawca rekultywacji. O sprawie dyskutowano na piątkowej sesji rady powiatu

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska zaalarmował władze powiatu nowosolskiego, że na rekultywowanym obszarze w Mirocinie Dolnym powstało bajoro wód opadowych zmieszanych z toksycznymi odciekami. Ścieki wsiąkają w grunt. To zagrożenie nie tylko dla środowiska, ale też dla ludzi z pobliskich kilku sołectw gminy Kożuchów, bo – przypomnijmy – w odległości ok. tysiąca metrów od rekultywowanego obszaru znajduje się ujęcie wody pitnej.

Badania pobranych na początku stycznia próbek są mocno niepokojące. Powód? Wykazały znaczne wzrosty wartości metali ciężkich. Wartość azotu, fosforu, cynku, kadmu, ołowiu i niklu wzrosły kilkukrotnie w odniesieniu do przedostatniego badania wykonanego w 2021 roku.

Dlatego w ostatnim tygodniu starosta nowosolska Iwona Brzozowska zwoływała kilkukrotnie sztab kryzysowy, który w trybie pilnym pochylił się nad tematem ostatnich wyników badań WIOŚ. O sprawie dyskutowali radni powiatowi na ubiegłotygodniowym posiedzeniu komisji wspólnej, a także na piątkowej sesji, którą zdominował temat rekultywacji w Mirocinie Dolnym.

Zaczęło się od decyzji marszałka

Na sesji pojawili się przedstawiciele WIOŚ z Mirosławem Ganeckim, lubuskim wojewódzki inspektorem ochrony środowiska, na czele. Inspektorzy WIOŚ przedstawili radnym całą historię swoich działań kontrolnych związanych z rekultywacją. Wyliczali, że niemal każda kontrola składowiska w praktyce kończyła się wykazaniem nieprawidłowości. To z kolei skutkowało karami finansowymi w postaci mandatów oraz sankcjami wstrzymującymi czasowo rekultywację. Najdłuższe takie zatrzymanie trwało siedem miesięcy. Najwyższa sankcja finansowa nałożona na firmę Irreco, która prowadziła rekultywację, wyniosła ponad pół miliona złotych.

Inspektor Ganecki przypomniał w zakresie rekultywacji sam jej początek. – Najistotniejszą kwestią jest ta dotycząca wydania decyzji przez marszałka. Rekultywacji miał być poddany obszar starego składowiska o powierzchni jednego hektara. Finalnie decyzja urzędu marszałkowskiego objęła koncesją rekultywację na ponad czterech hektarach. Więc proszę zwrócić uwagę, jaka jest różnica, jeśli chodzi o powierzchnię. I tu rozpoczął się podstawowy problem, którego skutki ciągną się do dziś – tłumaczył radnym Ganecki.

Ganecki: Jest bezpośrednie zagrożenie środowiska

Z projektu wynikało, że stare składowisko miało być zabezpieczone geomembraną, czyli warstwą nieprzepuszczalną dla wód odciekowych. Taka folia została rozłożona, ale tylko na powierzchni jednego hektara. Pozostałe trzy hektary to teren odkryty, który jest bezpośrednio narażony na oddziaływanie szkodliwych czynników.

– Na teren składowiska wjechały przede wszystkim odpady biologiczne. To w ogóle nie powinno mieć miejsca, bo 80 proc. takich odpadów stwarzało zagrożenie odcieków, które są szkodliwe, a wręcz niebezpieczne. Czyli nawrzucanie kilkudziesięciu tysięcy ton odpadów biologicznych stworzyło bezpośrednie zagrożenie, bardzo realne zagrożenie dla środowiska – stwierdził Ganecki.

Dodał, że zagrożenie wzrasta, kiedy dochodzi do intensywnych opadów. – Kiedy deszczówka zetknie się z masą biologiczną zalegająca na składowisku, staje się rozpuszczalnikiem, który uaktywnia te wszystkie bioelementy. I to jest podstawowe zagrożenie, które bardzo się nasiliło w związku z zimą, która zaatakowała, i intensywnymi opadami – dodał lubuski wojewódzki inspektor ochrony środowiska.

Na koniec swojego sesyjnego wystąpienia dodał: – Zdajemy sobie sprawę, że w pewnym momencie może dojść do bezpośredniego kontaktu tych odcieków z wodami gruntowymi, a ze skutków chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę.

Rekultywacja pod powiatowym nadzorem

Po wystąpieniu inspektorów odbyła się dyskusja, w której część radnych próbowała sugerować, że to zarząd powiatu bagatelizował problem rekultywacji.

Zarzuty odpierała starosta Iwona Brzozowska. – Nigdy nie padło stwierdzenie, że rekultywacja przebiegała wzorcowo – ani od mnie, ani od żadnego członka zarządu. Od samego początku ta rekultywacja budziła wątpliwości. Natomiast nas obowiązuje stan prawny i każda decyzja, zanim zostanie wykluczona z obiegu prawnego, musiała przejść cały szereg czynności administracyjnych. Nie byliśmy bierni, podejmowaliśmy takie decyzje – mówiła starosta.

Uzupełniał ją Daniel Zych, naczelnik wydziału ochrony środowiska w nowosolskim starostwie. Od grudnia 2022 roku składał radnym comiesięczne raporty z działań starostwa w kontekście rekultywacji. Zych przypomniał, że w kwietniu 2023 roku wpłynął  wniosek od firmy Irreco o przedłużenie zgody na przetwarzanie odpadów. W tej sprawie została wydana decyzja odmowna. – W toku postępowania napłynęły przeglądy ekologiczne, w których widzieliśmy różnego rodzaju uchybienia. Powołaliśmy się także m.in. na protokoły i kontrole WIOŚ, które były nam pomocne w tym, żeby wydać decyzję odmowną. Od niej płynęło odwołanie do SKO i teraz czekamy na rozstrzygnięcie – przekazał radnym naczelnik Zych.

Piłka po stronie inwestora

Na sesji starosta przekazała radnym scenariusz na najbliższe tygodnie. Wynika z niego, że firma prowadząca rekultywację ma wypompować wody opadowe stojące na rekultywowanym terenie. – Przedsiębiorca ma to zrobić na swój koszt. Oprócz tego ma także wykonać rów opaskowy, który został zatwierdzony jako techniczny sposób zamknięcia składowiska. To powinno się stać, kiedy uzyska stosowne zgody od Wód Polskich i burmistrza Kożuchowa Pawła Jagaska na wycinkę drzew, które kolidują z możliwością jego wykonania – przekazała starosta.

Kolejne posiedzenie sztabu kryzysowego odbędzie się za niespełna miesiąc. Równolegle nadleśnictwo, skutecznie namówione przez WIOŚ, ma bezpośrednio przy składowisku odpadów, na swojej działce, postawić piezometry, czyli zagłębione w ziemi rury. One będą sprawdzać, czy odcieki wsiąkają do gruntówek. – O tyle to jest istotne, że mając pewne cykle badawcze można obserwować, jak wygląda zmienność składu chemicznego parametrów: czy ulega polepszeniu, czy, czego byśmy wszyscy nie chcieli, pogorszeniu, co byłoby fatalne dla środowiska – podsumowali inspektorzy WIOŚ.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Mariusz Pojnar

Aktualności, kronika

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content