Górniczy sztandar został poświęcony

W niedzielę podczas uroczystej mszy poświęcono sztandar górników polskich. Zamieszkali w Nowej Soli i jej okolicach górnicy zamierzają podtrzymywać górniczą tradycję, krzewić wiedzę o górnictwie i przekazywać to dziedzictwo kolejnym pokoleniom

Na uroczystości poświęcenia górniczego sztandaru zebrało się około 30 górników. Część z nich ubrana na galowo, w eleganckich czarnych mundurach i zdobnymi w pióra czako na głowach. Inni w cywilnej odzieży. Ceremonia, jak i sam fakt występowania pod własnym sztandarem były dla obecnych momentem podniosłym, bo bez względu na to, w jakiej kopalni pracują lub pracowali, zostali uszanowani i docenieni.

Jak napisaliśmy przed tygodniem w reportażu „Szczęść Boże Górnikom Polskim”, fundatorami i wykonawcami sztandaru byli Krystyna i Zygmunt Mendalukowie. Po uroczystości poświęcenia byli wzruszeni i przejęci. – Jestem zadowolona, że wszystko pięknie wyszło – mówiła pani Krystyna, którą uzupełniał mąż: – Szczegóły ceremonii ćwiczone były tylko przez kilkadziesiąt minut, byliśmy mocno przejęci, ale wszystko wyszło tak, jak to sobie wymarzyliśmy.

Współtworzyć kolektyw

Górnicy mieszkający w Nowej Soli i jej okolicach spotykali się co roku, by razem świętować Barbórkę. Jednak nie miało to wymiaru formalnego. Od dzisiaj będzie już nieco inaczej, o czym mówi pracujący w przeszłości w kopalni ZG Rudna Leszek Harciarek.

– Jesteśmy w większości górnikami z ZG Rudna, w mniejszym stopniu z Sieroszowic i  Polkowic. Ale są też z nami pracownicy z firm podwykonawczych oraz ludzie pracujący na powierzchni, ale z branży górniczej z KGHM.  Dzisiaj jest tu około 30 pracowników kopalni, ale cała nasza grupa, którą spisałem z adresami i jestem z nimi w kontakcie, powiadamiając ich o różnych uroczystościach i ceremoniach, to około 40-50 osób – mówi Harciarek.

Razem tworzą minigrupę społeczną, która spotyka się okolicznościowo, ale dopiero w ubiegłym roku przyszedł pomysł, by się zrzeszyć. – Mamy też kolegów z nafty i PGNiG, którzy też są w grupie i uczestniczą z nami w uroczystości. Nie określamy się jako grupa KGHM-owska, czyli typowo miedziowa, tylko jako górnicy zatrudnieni przy wydobywaniu różnych surowców, w tym także z kopalni odkrywkowych  piasku czy z kamieniołomów – bo to też są górnicy – dodaje Harciarek.

Siłę górniczej społeczności mocno podkreśla emerytowany górnik Andrzej Dela. – Na naszym spotkaniu gwareckim  padł pomysł, by się zrzeszyć i do tego zrzeszenia górników zapraszać tych z nas, którzy zechcą taki kolektyw współtworzyć. Utożsamiamy się ze wszystkimi górnikami, a nie tylko z ZG Rudna – podkreśla Dela.

Leszek Harciarek dodaje, że górnicy zamieszkali w Nowej Soli i najbliższej okolicy chcą się wyraźnie wyodrębnić. – Spotykaliśmy się dotychczas w pełnej wolności, kto chciał. Ale nie było wezwań ani jakichś wspólnych działań. W tej chwili wszelkie uroczystości są traktowane już oficjalnie, wyznaczamy terminy, w których się spotykamy, są ceremoniały w trakcie tych spotkań. Myślę, że to będzie się rozwijało i w jakiś sposób zachęcało pozostałych do przyłączania się do nas. Chcemy rozpropagować informację o istnieniu naszej grupy – zaznacza Harciarek.

Trudna, niebezpieczna praca

Kapelanem górników został ks. Andrzej Oczachowski, proboszcz parafii pw. św. Michała, gdzie w niedzielę poświęcono sztandar. Od teraz msze barbórkowe co roku będą się odbywać w każdą pierwszą niedzielę grudnia. – Nie zawsze więc takie dni wypadną dokładnie 4 grudnia, ale uznaliśmy, że podczas niedzielnych mszy jest bardziej uroczyście. Liczymy na to, że w przyszłym roku, na kolejnej mszy, będzie nas więcej – mówi Grzegorz Pitrowski z Zakładów Górniczych Rudna.

Andrzej Dela cieszy się, że w mszy wzięli udział młodzi, cały czas pracujący górnicy. – Naszą intencją było, by właśnie ci młodzi przejmowali górniczą schedę i podtrzymywali tradycję. My już swoje zrobiliśmy. Teraz ich kolej – podkreśla Dela.

Ksiądz Paweł Mikołajczak, który celebrował niedzielną mszę i wygłosił okolicznościową homilię, podkreśla, że to ważne, iż górnicy identyfikują się z wartościami chrześcijańskimi. – I to ich zawołanie „szczęść Boże”, tak jak powiedziałem w homilii, nie jest jedynie reliktem przeszłości, ale jest wciąż żywe, obecne na wejściach do kopalń i na sztandarach. Dla nich jest to coś żywego. Oni mają trudną, niebezpieczną pracę. Wiedzą, ilu z nich do domu nie wróciło. I potrzebują jeszcze tego zawołania „szczęść Boże”, w świadomości, że gdy schodzą do kopalń, to św. Barbara i Pan Bóg są z nimi obecni i pomogą im wrócić. A nawet jeśli w jakiś sposób utknęliby pod zwałami gruzów, przy wybuchu metanu czy jakkolwiek inaczej, to że jeszcze ktoś po nich zejdzie i o nich nie zapomni. To ważne dla nich i dla nas, żebyśmy pamiętali, że to „szczęść Boże” nie jest tylko obecnym w „Chłopach” reliktem innej epoki, ale jest pewną świadomością obecności świętości w naszym życiu, błogosławieniem. Obie te rzeczywistości tego zawołania są bardzo ważne: i ta tożsamość, i to błogosławieństwo, którego udzielamy sobie nawzajem – podkreśla ks. Paweł Mikołajczak.

E-WYDANIE TYGODNIKA KRĄG

FacebooktwittermailFacebooktwittermail

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content